Rosyjski plan maksimum sprowadza się do kompleksowego zrewidowania w stronę korzystną dla siebie status quo w Europie Wschodniej, ale zakłada także wymuszenie pewnego samoograniczenia się NATO, jeśli chodzi o członków Sojuszu: Polski, państw bałtyckich, Rumunii. Rosjanie grają o bardzo wysoką stawkę - powiedział Wojciech Konończuk, zastępca dyrektora Ośrodka Studiów Wschodnich, Wojciech Konończuk.

„Tak duża i postępująca koncentracja wojsk wywołuje bardzo mocne zaniepokojenie na Zachodzie, bo nie do końca wiadomo, co oznacza” – stwierdził w rozmowie z PAP analityk zajmujący się m.in. tematami sytuacji polityczno-gospodarczej Białorusi i Ukrainy i polityki zagranicznej Rosji oraz dodał: „Deklaracje szefa NATO Jensa Stoltenberga, jakie padły podczas ostatniego spotkania NATO na poziomie ministerialnym w Rydze, wskazują, że z dokumentów wywiadowczych wynika, że scenariusz wojenny jest brany pod uwagę. Kluczowe jest pytanie, czy Rosja grozi wojną i zamierza do niej doprowadzić, czy jedynie blefuje, bo uważa, że poprzez taką operację psychologiczną sprawi, że elity zachodnie pójdą na ustępstwa wobec jej żądań. A te są w ostatnich kilku tygodniach w coraz bardziej otwarty sposób artykułowane...”.

„Wszyscy zdają sobie sprawę, że rozszerzenie NATO o Ukrainę jest w tym momencie nierealne, ale chodzi o zrewidowanie współpracy w sferze bezpieczeństwa i wojskowej z Ukrainą, zmianę pewnego paradygmatu, jaki od wielu lat funkcjonuje na Zachodzie, czym jest Ukraina i jaką politykę wobec niej prowadzić. Dotyczy to także wymuszenia na Kijowie implementacji porozumień mińskich z lutego 2015 roku, które są dla ukraińskich władz w sposób jednoznaczny niekorzystne, za to są na rękę Moskwie. Rosja robi to, co robi, bo uważa, że Zachód będzie w stanie zmusić Ukrainę do tego, by te porozumienia wykonała” – oznajmił Konończuk.

„Mamy nową administrację w Waszyngtonie, dla której priorytetem są kwestie chińskie. Od dłuższego czasu trwają strategiczne rozmowy rosyjsko-amerykańskie, które - w percepcji Waszyngtonu - pewne sprawy sporne mają uregulować. Dlatego to, co dzieje się przy granicy z Ukrainą należy postrzegać także w tym kontekście. Poza tym zakończył się proces formowania nowej koalicji w Niemczech, do tego zbliżające się wybory prezydenckie we Francji... Zachód nie chce konfrontacji z Rosją. Nic dziwnego, że kremlowscy stratedzy uznali, że istnieją sprzyjające okoliczności do tego, by spróbować pewne rzeczy wymusić” – zauważył analityk.

„Na razie polityka Moskwy sprowadza się do pewnych demonstracji militarnych, wydaje mi się jednak, że opcję mniejszej czy większej eskalacji konfliktu między Rosją a Ukrainą należy brać pod uwagę. Ale nie w formie tego, czym grożą Rosjanie, czyli całościowej inwazji na państwo ukraińskie, chociaż Rosjanie oczywiście mają takie możliwości militarne. Byłby to jednak scenariusz zupełnie zwariowany, który oznaczałby, że Moskwa zupełnie postradała zmysły” – tłumaczył wicedyrektor OSW.

„To nie jest ta sama armia, która przegrała konflikt z Rosją w latach 2014-2015 i straciła Krym praktycznie bez walki. To armia, która w ostatnich siedmiu latach przeszła znaczną transformację, rozbudowała swój potencjał, jest znacznie lepiej uzbrojona, morale także jest wyższe. Do tego dochodzi bardzo rozwinięte poczucie patriotyzmu na Ukrainie, od Majdanu doszło do znaczącej ekspansji tożsamości ukraińskiej na regiony, gdzie do tej pory była słaba, czyli na południe i wschód kraju. To najlepsza armia, jaką kiedykolwiek miała Ukraina. Państwo ukraińskie jest dziś w innym miejscu niż w 2014 roku, kiedy konflikt się zaczynał, co nie zmienia faktu, że siły ukraińskie są nieporównywalnie słabsze niż siły rosyjskie” – przekonywał Konończuk.

„O ile Rosja próbuje Zachód zastraszyć, o tyle Zachód powinien Rosję odstraszyć przez różnego rodzaju komunikaty wysyłane publicznie i niepublicznie. Ma to służyć temu, by pokazać Rosji w sposób bardzo jasny, jakie byłyby koszty polityczne, ekonomiczne i inne ewentualnej nowej fazy rosyjskich działań zbrojnych wobec Ukrainy. Już mamy z tym do czynienia, gdyż do Rosji płyną sygnały, że jeśli "czerwone linie" zostaną przez Moskwę przekroczone, cena za to będzie wysoka. Na pewno NATO nie wyśle żadnych sił dla wsparcia Ukrainy, która nie jest członkiem Sojuszu i gwarancje bezpieczeństwa jej nie obejmują. Zachód może natomiast aktywniej wzmacniać potencjał wojskowy państwa ukraińskiego poprzez dostawy sprzętu, ćwiczenia itd.” – diagnozuje ekspert.

„Proces integracji białorusko-rosyjskiej nie jest zakończony. Aneksja Białorusi wiązałaby się jednak z daleko idącymi kosztami dla Rosji, więc chodzi raczej o stworzenie jeszcze mocniejszych, instytucjonalno-prawnych powiązań rosyjsko-białoruskich, które by tę i tak ograniczoną, szczególnie w sferze wojskowej białoruską suwerenność zmniejszyły. I to jest dziś celem Kremla” – konstatuje Wojciech Konończuk.

 

ren/PAP