Jak więc najgłębiej rozumieć słowa proroka Izajasza: „twoje światło wzejdzie jak zorza i szybko rozkwitnie twe zdrowie… jeśli podasz twój chleb zgłodniałemu i nakarmisz duszę przygnębioną (Iz 58,7-10). Zdanie, które opisuje drogę do światła i jakby do jego posiadania. Chleb „mój”, to owoc pracy rąk - pokarm dla ciała, którym mogę i chcę się podzielić, ale pokarmem są również słowa pełne światła pochodzące z naszej jedności z Bogiem - pokarm dla duszy.

Aby zrozumieć jednak to zdanie najgłębiej należy oczywiście odnieść je do Jezusa Chrystusa. On podaje „swój” chleb i to w ten sposób, że staje się naszym Chlebem Życia, który zamienia nasze życie w Eucharystię - dziękczynienie! On karmi nasze dusze zawsze jak przyjdziemy z wiarą do Niego. On jest Jaśniejącym w ciemnościach świata, ponieważ najbogatszy w dary - promieniuje tym kim jest w Swej Istocie. Pan i Jego uczeń, to ktoś przeciwny do „czarnej dziury” w kosmosie, czyli kogoś kto wszystko wchłania (łącznie ze światłem) i zapada się z tym, co zabiera, pozostając nienasyconym.

Należy również odróżnić światło od błysku. Światło jest z Boga i prowadzi do Niego. „Błysk” jest pozorowaniem światła Bożego, aby zwrócić uwagę na siebie. Przestrzega nas przed tym św. Paweł. Apostoł nie chce być celebrytą, delektować uszy słuchaczy, ale mądrze zwracać serca ku Bogu: „Nie przybyłem, aby błyszcząc słowem i mądrością głosić […] moje głoszenie nauki nie miało nic z uwodzących przekonywaniem słów mądrości, lecz było ukazywaniem ducha i mocy, aby wiara wasza opierała się nie na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej” (1 Kor 2,1-5). Paweł rzeczywiście mówił z Ducha i w mocy Imienia Jezus. Żył tym, co głosił, potrafił widzieć i zaradzić również potrzebom materialnym we wspólnotach chrześcijan. Miał w sobie smak i światło Ewangelii.

Chyba jedno z najgłębszych kryteriów dzięki któremu rozróżniamy światło, które jest w uczniach Pana, od błysku, który skupia na człowieku jest to, że ludzie patrząc na czyny uczniów - uwielbiają Boga, a nie uczniów (por. Mt 5,16).

Krótka opowieść o krawcu, który stał się jak sól i światło Jezusa. Mógł być urzędnikiem i dobrze zarabiać. Zrezygnował z posady, aby prowadzić głębsze życie duchowe. Pracował jako krawiec. Wszystko zaczęło się w jego życiu od jednego kazania, w kościele Salezjanów na Dębnikach w Krakowie. Zdaniem Elżbiety Konderak, „zwykłe kazanie otworzyło w sercu dojrzałego mężczyzny jakąś nową życiową przestrzeń”. Prowadził notatnik duchowy, a każdy swój dzień wypełniał pracą, modlitwą i studium teologicznym, czytając między innymi dzieła mistyków i Doktorów Kościoła. Dzisiaj jest już Czcigodnym Sługą Bożym - Jan Tyranowski (1901-1947). Zapraszał do swojego mieszkania przy ul. Różanej 11 w pobliżu Rynku Dębnickiego młodych ludzi, początkowo na modlitwę różańcową, potem na czytanie Biblii i rozmowy o wierze. Uważał, że w człowieku tkwi głęboka religijność, której trzeba pozwolić się ujawnić. Jedenaście osób spośród uczestników cotygodniowych spotkań zostało później księżmi (m.in. Karol Wojtyła czy Mieczysław Maliński). Jedenastu Salezjanów zostało wywiezionych z parafii przez Niemców w czasie wojny, jedenastu kapłanów zrodziło światło, które przyszło przez krawca.

Po nominacji na biskupa krakowskiego, ks. Karol Wojtyła powiedział: "Byłbym niesprawiedliwy, gdybym w tym miejscu nie wspomniał Jana Tyranowskiego, inteligenta, a równocześnie rzemieślnika, człowieka, który wybrał swój zawód po to, ażeby się bardziej oddać obcowaniu z Bogiem. Człowieka, który potrafił wywierać na młodych ogromny wpływ. Nie wiem, czy jemu zawdzięczam powołanie kapłańskie, ale w każdym razie ono zrodziło się w jego klimacie”.

Kiedy Światłość staje się życiem człowieka następuje eksodus od błysków do światła.