Fronda.pl: Rafał Trzaskowski udzielił wywiadu „Rzeczpospolitej”, w którym stwierdził, że nie można wykluczyć fałszerstw w czasie jesiennych wyborów parlamentarnych. To uzasadnione obawy?
Marek Jakubiak, sekretarz generalny Kukiz15: Platforma Obywatelska przygotowuje się na przegraną. Starając się przewidzieć fakty, chcą dać sobie prawo do powiedzenia „a nie mówiliśmy” po porażce. Wybory sfałszowane nie będą, ponieważ nad prawidłowością ich przebiegu będą czuwać obserwatorzy zarówno z ramienia Donalda Tusk, jak i z ramienia Prawa i Sprawiedliwości. Będzie działał również Ruch Kontroli Wyborów, powołany w obawie przed fałszerstwami jeszcze za czasów rządów Platformy Obywatelskiej. Obserwatorzy ci zagwarantują przejrzyste przeprowadzenie wyborów w Polsce. Dlatego nie będzie możliwości podważenia czegokolwiek.
Natomiast, jak powiadam, tego typu wypowiedzi są oznaką tego, że politycy Platformy Obywatelskiej szykują się na najgorsze. Ta batalia po przegranych przez opozycję wyborach będzie miała drugą odsłonę. Będzie to próba zdyskredytowania wyniku wyborów i zaprzeczenia oczywistej prawdzie. Jeśli przegrają, dla nich prawdą będzie, że wygrali. Tę zasadę wyraził ostatnio Donald Tusk w Ustroniu stwierdzając, że dla niego prezydentem jest Trzaskowski. To zniewaga dla głowy państwa i dla samego państwa polskiego.
Co o podejściu do demokracji mówi o opozycji - która sama nadała sobie miano „demokratycznej” - to kreowanie alternatywnej rzeczywistości, w której jest prezydent wybrany przez większość Polaków i „prezydent moralny”. Są jakieś granice, których opozycja nie przekroczy w zabieganiu o przejęcie władzy?
Demokracja jest dla nich tylko wtedy, kiedy oni rządzą. Wynik wyborów jest dla nich prawdziwy tylko, jeśli oni te wybory wygrywają. Nie ma granicy, której nie są zdolni przekroczyć. Słuchałem wczoraj wypowiedzi Jana Grabca, który przekonywał, że rząd PO-PSL nie zamykał żadnych jednostek wojskowych… Rozsądni ludzie zadają sobie pytanie, gdzie jest granica. Otóż Platforma Obywatelska codziennie udowadnia, że ta granica jest notorycznie przesuwana. Myślę, że dojdzie do sytuacji, w której nie będzie miało już znaczenia co jest prawdą, a co kłamstwem. Znaczenie będą miały jedynie emocje i szczucie na siebie ludzi. Niestety Donald Tusk kreuje rzeczywistość, w której to właśnie emocje mają mieć decydujące znaczenie.
Emocje narastają każdego dnia. W weekend doszło do kolejnego ataku na biuro posła PiS. Tym razem zdewastowano szyld i elewację przed biurem Marka Matuszewskiego w Zgierzu. Tę agresję można powstrzymać czy będzie ona narastała, zwłaszcza jeśli opozycja przegra wybory?
Jeżeli Tusk codziennie szczuje i codziennie jego zwolennicy zarażają tą chorobą następnych, to dojdzie do jeszcze bardziej agresywnych postaw.
We wspomnianym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” Rafał Trzaskowski przekonywał też, że gdyby PiS nie odbierał mu pieniędzy, to doprowadziłby Warszawę do stanu, w którym ta w rozwoju przegoniłaby Berlin. Ta opowieść ma jakieś pokrycie w rzeczywistości?
To jest zwykła bezczelność. W swoich kampaniach Rafał Trzaskowski również mówił o obniżeniu podatków. Jeżeli więc obniża się podatki i subwencje są niższe, bo pieniądze zostają u mieszkańców miasta, to on powinien się cieszyć, a nie rozpaczać i obwiniać o wszystko PiS. Warszawa jest dzisiaj najdroższym miastem w Polsce. W stolicy wszystko jest droższe również przez politykę prezydenta Trzaskowskiego. Taksówkarze mają do niego wielkie pretensje. Warszawiacy mają coraz więcej żalu za rozkopane bez żadnej koordynacji miasto. I czekamy na otwarcie 19. dzielnicy, bo taką obietnicę też złożył.
Premier Mateusz Morawiecki zaproponował prezydentowi Warszawy skierowanie wspólnego listu do kanclerza Niemiec ws. reparacji. Trzaskowski odmówił. Tutaj Pana zdaniem bardziej przeważyła jego niechęć do rządu i jakiejkolwiek z nim współpracy czy strach przed narażeniem się Berlinowi?
Jedno i drugie. Ci ludzie nie mają czegoś takiego jak Ojczyzna. Oni są dumni, że mówią i myślą w pięciu językach. Są dumni z tego, że wszędzie jest im dobrze. Śmieją się z tych, którzy mówią, że najlepiej czują się w Polsce. Śmieją się z tych, którym smakuje schabowy i kiszona kapusta. Śmieją się z tego, bo sami są kosmopolitami. Dla nich Ojczyzna i narodowe wartości to coś obcego, co nazywają nacjonalizmem. Dlatego w sprawach dotyczących bytu narodu polskiego i kar za mordy na tym narodzie popełnione stają okoniem. Nie chcą takich poświęceń ze strony Niemiec. Oni tego po prostu nie rozumieją. Ja mam czyste, polskie intencje. Wydaje mi się, że takie same intencje ma też Zjednoczona Prawica. W Platformie Obywatelskiej tymczasem, kiedy mówi się Polska, to pojawia się skojarzenie „nienormalność”. Jak można mówić o miłości do Polski i nie chcieć kary dla narodu bandytów, którzy wymordowali nam Ojczyznę i cofnęli ją o 70 lat w rozwoju?
Goście z Niemiec w Gdańsku nie bali się za to narazić Polakom, śpiewając na Jarmarku Dominikańskim piosenkę, która towarzyszyła maszerującym przez Polskę żołnierzom Wehrmachtu. Jak Pan odbiera to wydarzenie?
Prawdę mówiąc, wcale mnie to nie dziwi. To też konsekwencja polityki Platformy Obywatelskiej, która ukrywała II wojnę światową. Symbolem tego jest sposób, w jaki potraktowano Westerplatte. Skoro Niemcy nie muszą płacić za swoje winy, to są rozzuchwaleni. Kiedy Tusk odbierał medal im. Rathenaua mówił o sobie, że jest gdańszczaninem. Jeżeli on nie jest Polakiem, tylko jest gdańszczaninem, to o czym tu mówić? Po jego wyborze na premiera w 2007 roku „Bild” w tytule swojego artykułu pisał „Donald Tusk: jestem dla Niemiec”. To zniewaga dla Polaków, którzy na niego głosowali. Również niestety dla mnie, bo na niego głosowałem. Dziś nikt mnie do głosowania na Platformę Obywatelską nie namówi, bo wiem, co to za towarzystwo i do czego o mały włos nie udało im się doprowadzić Polski. Na szczęście Bóg czuwa nad Rzeczpospolitą i w 2015 roku odebrano im władzę. Gdybyśmy byli jeszcze w rękach Tuska i jemu podobnych, Polska dziś byłaby już niemieckim landem.