Putin swe wystąpienie rozpoczął od zarządzenia minuty ciszy, by uczcić tych, którzy zginęli, w trwającej inwazji zbrojnej na Ukrainę, którą dyktator tradycyjnie nazwał "specjalną operacją", a także w walkach od 2014 roku. Poległych na ukraińskim froncie żołnierzy rosyjskich nazwał „bohaterami”.

Rosyjski dyktator powiedział również, że preludium do rosyjskiej „interwencji” na Ukrainie stanowił "nazistowski przewrót państwowy", jaki jego zdaniem dokonał się tam w 2014 roku.

Były szef KGB w NRD tradycyjnie ubolewał też nad rozpadem Związku Radzieckiego, a wydarzenie to po raz kolejny nazwał „tragedią”.

Władimir Putin starał się tłumaczyć, że mieszkańcy czterech okupowanych przez Rosję regionów Ukrainy, które mają być teraz wcielone do Rosji „dokonali jednoznacznego wyboru” w „referendach”, jakie kremlowski reżim przeprowadził na okupowanych terytoriach.

Rosyjski dyktator powołał się tu na kartę ONZ, która „daje prawo do decydowania ludziom w jakim kraju chcą żyć."

Oświadczył też, że wzywa Kijów do negocjacji, ale nie będzie dyskutować o wyborze, który został dokonany podczas „referendów” oraz podkreślił, że mieszkańcy wspomnianych czterech ukraińskich obwodów są teraz obywatelami Rosji „na zawsze”.

Putin stwierdził, że Rosja ma „wielką misję wyzwoleńczą”, a Zachód, który „grabi cały świat” i chciał rozpadu Rosji w latach 90., teraz prowadzi „wojnę hybrydową” przeciwko niej.

Zarzucił też Zachodowi, że zbudowany przez niego świat jest antydemokratyczny, rusofobiczny i opiera się na zgniłych wartościach.

Jego zdaniem Amerykanie nadal okupują Niemcy i Japonię, a aktów sabotażu na gazociągach Nord Stream umiejscowionych na Bałtyku dokonali Anglosasi.

Władimir Putin przekonywał, że świat wchodzi dziś w czas rewolucyjnych zmian, a hegemonia Zachodu przejdzie do historii.

Po zakończeniu swego wystąpienia rosyjski dyktator podpisał dokumenty aneksyjne wspomnianych czterech ukraińskich obwodów.