Dziennikarze „Rzeczpospolitej” dotarli do listu kard. Wojtyły do księdza pedofila w archiwach IPN. Chodzi o ks. Józefa Loranca, który został skazany „za seksualne wykorzystanie kilku dziewczynek”, a już po roku został zwolniony z więzienia.

- „Zaniechanie wymiaru kary przez trybunał kościelny ani nie przekreśla przestępstwa, ani nie zmazuje winy” – czytamy w liście z września 1971 r. ówczesnego metropolity krakowskiego kard. Karola Wojtyły do ks. Józefa Loranca.

Z materiałów archiwalnych, do których dotarliśmy, wynika, że w jego przypadku kard. Wojtyła podjął błyskawiczne, zgodne z kodeksem prawa kanonicznego (KPK), decyzje. I choć potem stopniowo uchylał ciążące na nim kary kościelne i okazywał mu daleko idące miłosierdzie, to jednak zachowywał czujność” – piszą dziennikarze „Rzeczpospolitej”.

Jak się okazuje oskarżony ksiądz został skazany na 2 lata więzienia i 500 złotych kary. Wyrok zapadł 10 września 1970 roku.

Dziennikarze podają, że 2 marca do gabinetu metropolity jako pierwszy wszedł proboszcz zdając relację ze swoich ustaleń na temat ks. Loranca. „Kardynał Wojtyła był wstrząśnięty tym wszystkim, »nie dając wiary, aby ks. Loranc mógł posunąć się tak daleko«” - czytamy. Po proboszczu do kard. Wojtyły wezwano winowajcę.

Ja powiedział później proboszcz, kard. Wojtyła „zorientował się, że moja relacja polega na prawdzie, bo potwierdził ją sam ks. Loranc”. Następnie metropolita krakowski stwierdził, że ks. Loranc nie może w tej sytuacji pełnić swych obowiązków w parafii Jeleśnia, a samemu winowajcy polecił udać się do swojej matki w Łodygowicach i tam czekać na decyzję Kurii.

- Kilka dni później proboszcz Jura dostał z kurii list. Wynikało z niego, że ks. Loranc „jest suspendowany tzn. nie może wykonywać żadnych funkcji kapłańskich”, poza tym „będzie musiał jakiś czas przebywać w klasztorze i odbyć rekolekcje, a ponadto poddać się leczeniu” – czytamy na portalu TVP Info.

Zdaniem dziennikarzy „Rzeczpospolitej”, „w tamtym momencie Wojtyła podjął wszystkie niezbędne decyzje: szybkie usunięcie księdza z parafii, zawieszenie i do czasu wyjaśnienia sprawy nakaz zamieszkania w klasztorze” – czytamy.

Suspendowany ks. Loranc podporządkował się decyzji metropolity, następnie „przeniósł do opactwa cystersów w Mogile, gdzie został aresztowany”.

Po wyjściu z aresztu, 27 września 1971 roku kard. Karol Wojtyła wysłał do ks. Loranca niego list, przechwycony i skopiowany przez bezpiekę i to dzięki temu udało się poznać jego treść. Wyraził on zgodę na pobyt ks. Loranca „przy parafii Najświętszej Rodziny w Zakopanem”. Na tym sprawa jednak się nie zakończyła, ponieważ kar. Wojtyła oddał jego sprawę „pod osąd Trybunału Metropolitalnego w Krakowie”, który powstrzymał się od wymierzenia kary.

- „Zaniechanie wymiaru kary przez trybunał kościelny ani nie przekreśla przestępstwa, ani nie zmazuje winy. Każde przestępstwo winno być ukarane. Jeżeli więc w wypadku Księdza do wymiaru kary nie doszło, to ze względu na specjalne okoliczności, przewidziane przez Ustawodawcę kościelnego w kan. 2223 par. 3 n.2. Okolicznością specjalną, która skłoniła sędziów Trybunału Metropolitalnego w Krakowie do zaniechania kary, był wyrok trybunału państwowego, a więc ukaranie Księdza przez władzę świecką” – pisał cytowany przez „Rzeczpospolitą” kard. Wojtyła do ks. Loranca.

Uznając odbytą karę i chęć naprawienia wyrządzonego zła, krakowski metropolita stopniowo przywracał ks. Loranca do funkcji kościelnych - od marca 1970 r. uchylił mu karę suspensy oraz zezwolił na odprawianie mszy, bez możliwości „katechizacji dzieci i młodzieży”. Nie mógł też spowiadać.