„Polska jest notorycznie uzależniona od węgla kamiennego i brunatnego, który ma decydujący wpływ na zaopatrzenie kraju w energię elektryczną. Polska gospodarka jest przez to wysokoemisyjna – produkcja jednego megawata prądu powoduje wytworzenie 614 kg CO2, co niemal trzykrotnie przekracza średnią UE.  Polska jako jedyny kraj UE nie podała terminu wyłączenia ostatnich siłowni węglowyc” – czytamy w komentarzu autorstwa publicysty Andreasa Mihma.

Mihm pisze ponadto, że w Polsce 23 proc. energii pochodzi z elektrowni wiatrowych i słonecznych – to znacznie mniej niż w Niemczech (43 proc.), jednak więcej niż w Czechach. Czesi mają jednak własne elektrownie jądrowe – zauważa Mihm.

Mihm podkreślił także, że w kwietniu po raz pierwszy udział energii z węgla spadł w Polsce do poziomu poniżej 50 proc.

„Premier Donald Tusk stworzył w czerwcu ministerstwo energetyki, które ma zatroszczyć się o większą dynamikę we wdrażaniu zwrotu energetycznego. Parlament przyjął ustawę o rozbudowie energii wiatrowej, jednak prezydent Andrzej Duda nie podpisał je” – czytamy w dalszej części artykułu.

Autor zastanawia się następnie, czy ustawę tę podpisze prezydent Karol Nawrocki (na co – nawiasem mówiąc – się nie zanosi). Mihm zauważył, że w trakcie kampanii wyborczej Nawrocki nazwał węgiel „czarnym złotem” oraz mówił krytycznie o „wariactwie klimatycznym”, co – zdaniem publicysty – kiepsko wróży ustawie wiatrakowej.

Publicysta dodał także, że odkrycie złóż ropy i gazu na dnie Bałtyku rozbudziło nadzieje na ograniczenie cen energii elektrycznej i zmniejszenie importu w inny sposób niż za pomocą odnawialnych źródeł.