I PIĘKNE...

Dzisiejsza Ewangelia pokazuje, że Jezus zna myśli serc swoich uczniów. "Uczniom Jezusa przyszła myśl, kto z nich jest największy. Lecz Jezus, znając tę myśl w ich sercach...".

Piękne to, bo okazuje się, że dla Jezusa najważniejsze jest moje serce i jego decyzje. Jeśli chcę być dobrym uczniem Jezusa, naprawdę nie muszę iść na koniec świata z pielgrzymką do jakiegoś świętego miejsca, nie muszę wykonywać jakichś tajnych obrzędów dla wtajemniczonych aby wejść w jakiś głębszy poziom relacji z Bogiem, nie muszę zmówić miliona modlitw aby uchronić się przed złem, nie muszę znać wszystkich najnowszych objawień, aby być na bieżąco z tym, co mówi do mnie Bóg.

Naprawdę tego nie muszę. Bo Jezus wiele razy pokazywał w Ewangelii, że liczą się dla Niego moje intencje, a więc te pierwsze myśli które mną sterują i mnie napędzają. To dlatego wszelkie pobożne uczynki podejmowane przez faryzeuszy w rozumieniu Ewangelii są bezwartościowe, a nawet szkodliwe, bo utwierdzają człowieka w tym, że idzie dobrą drogą. To dlatego Jezus o wiele bardziej ceni to, co ciche i dokonane w "izdebce serca", niż milion pobożnych rzeczy, ale bez serca. To właśnie dlatego powiedział Faustynie "Nie za pomyślny wynik nagradzam, ale za cierpliwość i trud dla Mnie podjęty (Dz 86)."

I TRUDNE...

Choć wiara w swojej istocie jest tak prosta i nieskomplikowana, bo dla Jezusa liczy się nasze serce, to jednak doskonale wiemy, że właśnie te decyzje bywają najtrudniejsze. Bo łatwo coś zrobić na zewnątrz pobożnego, ale nie utożsamiać się z tym. Łatwo zmówić "jako i my przebaczamy naszym winowajcom", trudniej podjąć decyzję przebaczenia u samego źródła. Łatwo pokropić dom wodą święconą aby chronić się przed złem, trudniej podjąć decyzję nawrócenia, uznając że jak Jezus mówi, że coś jest dla mnie złe, to jest to rzeczywiście dla mnie złe i już na etapie pragnień odrzucić daną myśl ze względu na miłość do Jezusa.

Małe wielkie decyzje, ustawianie pod kątem Ewangelii swoich pragnień, pilnowanie myśli od samego zarodka - to są szczyty wiary i świętości. To jest największa walka jaką mamy toczyć w naszym życiu. To mało widoczne i inni mogą zarzucać, że nie robimy tego co robi tłum, ale właśnie tu, w głębi serca rozgrywa się droga rozwoju mojej świętości lub upadku.

JAKIE SĄ MOJE INTENCJE?

Dlatego właśnie warto i trzeba pilnować swoich myśli, ponieważ potem zbiera się owoce. Przykładem tego jest Apostoł Jan, który wyraża dziś na głos swoje lęki i niepokoje, że ktoś wyrzuca złe duchy w imieniu Jezusa, ale nie chodzi z nimi. Dziś jesteśmy bogatsi o doświadczenie tylu setek lat uczenia się tego, czym jest rozeznawanie duchowe, dlatego umiemy nazwać, że w tym pozornie dobrym pytaniu, gdzie wyczuwa się na pierwszy rzut oka troskę o poprawność wiary, tak naprawdę zawiera się niedojrzałość - nuta niepokoju o swój autorytet, zazdrość a może nawet obawa, że ktoś bezprawnie przywłaszczy sobie autorytet Apostołów i Jan z towarzyszami utracą otaczający ich nimb niezwykłości i sławy.

Badaj swoje serce pod kątem intencji. Oczyszczaj nawet te najdrobniejsze. Mów Jezusowi z prostotą i ufnością dziecka o tym jakie myśli i pragnienia pojawiają się w twoim sercu, nawet jeśli daleko im do Ewangelii. Nazywaj je po imieniu i ewangelizuj - ukierunkowuj na Jezusa. A wtedy, gdy wygrasz te najmniejsze i niewidoczne, a często tak trudne walki duchowe - osiągniesz świętość.

Ks. dr Piotr Spyra

Tekst ukazał się na profilu ks. Piotra Spyry na Facebooku.