Fronda.pl: Noworoczne przemówienie rosyjskiego dyktatora Władimira Putina podsumować można słowami: „Wszystkiego najlepszego, po Nowym Roku mobilizacja”. Czy kolejna fala mobilizacyjna może cokolwiek zmienić na polu bitwy?

Gen. Waldemar Skrzypczak: Putin mówi o kolejnej fali mobilizacji, ale jest to zwyczajna propaganda, ponieważ ta mobilizacja trwa przecież cały czas. Rosjanie zrozumieli, że  przeprowadzanie wielkiej akcji mobilizacyjnej niewiele daje, a przynosi w efekcie chaos i bałagan. Dlatego przeprowadzają ją bardziej metodycznie, dostosowując do swoich aktualnych potrzeb. Mobilizują po prostu takie osoby, na które jest konkretne zapotrzebowanie w rosyjskiej armii. Tym bardziej że Rosjanie formują teraz nowe jednostki wojskowe na bazie nowego czy też wyremontowanego sprzętu wojskowego. Odtwarzają również stare jednostki. Rosjanie przygotowują się po prostu do przeprowadzenia wielkiej ofensywy na froncie ukraińskim. Nastąpi ona najprawdopodobniej albo już zimą, kiedy mróz skuje ziemię albo wraz z rozpoczęciem wiosny. Moskwa uważa zapewne, że siły, które obecnie gromadzi pozwolą jej przeprowadzić ofensywę przełomową dla ostatecznego wyniku trwającej na Ukrainie wojny i rozbić armię ukraińską. 

Trzeba podkreślić, że z tych 1,2 mln osób, które już zostały zmobilizowane do rosyjskiego wojska część na pewno stanowić będzie tzw. mięso armatnie. Natomiast szacuję, że jakieś 300-400 tys. z tej grupy nadaje się jednak do prowadzenia działań wojennych. Rosjanie oczywiście zdali sobie sprawę, że nie ze wszystkich powołanych pod broń uda im się zrobić żołnierzy. Część z tej grupy osób znajduje się zapewne na głębokich tyłach logistyki rosyjskiej, a inna część najprawdopodobniej zasiliła pracujący praktycznie 24 godziny na dobę rosyjski przemysł zbrojeniowy. Zmobilizowany żołnierz stanowi przecież najtańszą siłę roboczą.

Jakiegoś większego dramatu z tej akcji mobilizacyjnej bym więc nie robił. Tym bardziej, że wydaje się, iż Rosjanie zrozumieli już, że wojny z Ukrainą wygrać się nie da. Teraz szukają już raczej wyłącznie tego typu rozwiązań, które pozwolą im przeprowadzić skutecznie wspomnianą ofensywę, która zadecydowałaby o losach wojny w tym sensie, że pozwoliłaby Moskwie utrzymać swoje zdobycze terytorialne i utrwalić je na drodze jakiegoś porozumienia politycznego czy też czasowego zawieszenia broni. Ukraińcy natomiast chcą oczywiście odbić utracone na rzecz Rosji podczas tej wojny terytoria. Myślę, że obie strony teraz się szkolą i przygotowują do tego starcia.

Problem rosyjskiej armii polega również na tym, że jest ona po prostu źle dowodzona. Choćby wydarzenia w słynnej już Makijewce, gdzie Ukraińcom udało się zabić tak sporą ilość rosyjskich żołnierzy, pokazują, że niektórzy rosyjscy dowódcy są zwyczajnie kretynami. To taki charakterystyczny rosyjski bałagan, bardzo typowy dla ich sposobu dowodzenia i w ogóle funkcjonowania tej armii. 

A jak Pana zdaniem wygląda kondycja sił ukraińskich? Morale i zapału do walki Ukraińcom nie brakuje, ale i oni muszą ponosić straty.

Tak, oni ponoszą straty i jest to moim zdaniem dość poważny problem armii ukraińskiej. Padają czasem głosy o przygotowaniach do nowej ofensywy ukraińskiej. Uważam jednak, że takie szanse istniały może jeszcze na przełomie sierpnia i września ubiegłego roku na kierunku Zaporoże-Melitopol. W tej chwili natomiast Rosjanie bardzo mocno się tam umocnili. A do tego zaminowali na tych terenach tysiące hektarów ziemi. Jeśli komuś się wydaje, że przez tak zaminowane terytoria można skutecznie przeprowadzić ofensywę to jest w błędzie. Wydaje mi się, że w tej chwili Ukraińcy mają naprawdę bardzo poważny problem, żeby skutecznie prowadzić obronę w rejonie Bachmutu i Sołedaru. Jeśli bowiem Rosjanie przełamią tam obronę ukraińską to moim zdaniem mają już wówczas otwartą drogę do Kramatorska i Słowiańska. Mam wrażenie, że Ukraińcy nie posiadają już na tyle silnych odwodów i rezerw, by móc obecnie skutecznie przeprowadzić kontrofensywę. Gdyby bowiem je mieli to już dawno zapewne uderzyliby na rosyjskie jednostki znajdujące się we wspomnianym rejonie Bachmutu i Sołedaru, by za wszelką cenę jest stamtąd wyrzucić.

A czy Ukraińcy mają możliwość przeprowadzenia wielkiej kontrofensywy? Moim zdaniem te dostawy sprzętu, które płyną z Zachodu na Ukrainę są jednak ciągle spóźnione. Mówiąc po żołniersku - po prostu docierają już po bitwie. Oczywiście Ukraińcom bardzo potrzebny jest ten sprzęt, te czołgi, Bradleye, Mardery, ale one dostarczane są z Zachodu ciągle zbyt późno. Przecież tych ukraińskich żołnierzy trzeba jeszcze odpowiednio wyszkolić, by w ogóle potrafili się tym sprzętem posługiwać i skutecznie wykorzystać na froncie jego walory. Poza tym  żołnierze, którzy uczą się obsługiwać dostarczony z zachodu Ukrainie sprzęt ściągani są z frontu, chodzi bowiem o to, aby tym sprzętem posługiwali się żołnierze zaprawieni w boju i doświadczeni. A ściągnięcie  w tym celu z frontu kilku tysięcy ukraińskich żołnierzy stanowi dla ukraińskiej armii naprawdę spory wysiłek. Powtarzam więc raz jeszcze - te dostawy, które teraz właśnie płyną z Zachodu zasilając ukraińską armię są spóźnione co najmniej o kilka miesięcy. Zasadniczym problemem jest tutaj fakt, że zachodni politycy dyskutują i deliberują, a nie podejmują w odpowiednim czasie właściwych decyzji. A kiedy te decyzję już są, to są one niestety zazwyczaj spóźnione odniesieniu do bieżącej sytuacji na ukraińskim froncie. Ukraińcy są więc w niełatwej sytuacji. A podstawowym problemem jest to, że Zachód nie słucha prezydenta Wołodymyra Zełenskiego i wszystko, co Ukraina otrzymuje od Zachodu, dostaje po prostu z opóźnieniem. 

Czy spodziewa się Pan przełomu w tej wojnie? Czy Ukraina wyposażona w coraz nowocześniejsze uzbrojenie jest w stanie zadać Rosji taki cios, po którym ta uzna, że w jej interesie jest wycofanie się z okupowanych ziem? Wśród polskich ekspertów pojawiły się już nawet opinie, że wskutek m.in. ostatnich zachodnich dostaw broni mamy już przełom w tej wojnie, a Putin znajduje się w narożniku…

Absolutnie nie mogę się zgodzić z takimi twierdzeniami. Same dostawy broni, tym bardziej, że mówiłem już o tym, iż zazwyczaj są one wyraźnie spóźnione, nie załatwią wszystkiego. Musi jeszcze być komu ten nowy zachodni sprzęt obsługiwać. Proszę sobie wyobrazić, że bierzemy czołgistę z czołgu T-72 i przesadzamy go nagle na Mardera. Co prawda można kogoś w miarę szybko nauczyć jeździć tego rodzaju pojazdem bojowym, ale już opanowanie systemu operowania ogniem zajmie co najmniej kilka tygodni intensywnego szkolenia. Przyswajanie sobie obsługi zupełnie nowego, nieznanego sobie, nowoczesnego pojazdu bojowego to nie jest przesiadka z roweru na rower czy też z hulajnogi na hulajnogę. To zupełnie inna skala trudności. Jestem starym żołnierzem-szkoleniowcem i doskonale zdaję sobie sprawę, jak wiele czasu wymaga skuteczne przeszkolenie żołnierza do operowania nowym dla niego sprzętem bojowym. Dlatego naprawdę bardzo ciężko mi się zgodzić z tymi ekspertami, którzy mówią o tym, że Putin jest już w narożniku.

Poza tym proszę zwrócić uwagę na jedną rzecz. Kreml trąbi głośno o tym, że formuje nowe formacje na Białorusi, jakoby zwiększając potencjalne ryzyko uderzenia na Ukrainę z tamtego kierunku. Tymczasem już bardzo po cichu formują oni naprawdę spore siły uderzeniowe choćby w rejonie Kurska itp. I to najprawdopodobniej będą te siły, które wykonają główne uderzenie podczas tej rosyjskiej ofensywy, która ma być, w planach Moskwy, przełomem i punktem zwrotnym w tej wojnie. Natomiast uderzenie z kierunku białoruskiego uważam za naprawdę bardzo mało prawdopodobne.

 Kluczowe jest za to pytanie, kiedy właściwie Rosjanie uderzą. I moim zdaniem Ukraińcy powinni się teraz intensywnie przygotowywać do obrony, aby to uderzenie rosyjskie wytrzymać i skutecznie odeprzeć, a potem przejść do przełomowej kontrofensywy, która rozbije wojska rosyjskie. Moim zdaniem nie ma innego wyjścia. Większego sensu nie miałoby również wyprowadzanie już teraz ukraińskiej kontrofensywy, gdyż byłaby ona dalece przedwczesna. Poza tym trzeba mieć na uwadze i to, że jak pan słusznie wspomniał - Ukraińcy również ponoszą straty w ludziach. A miejmy na uwadze fakt, że oni nie mają tak niewyczerpanych zasobów ludzkich, jakimi dysponują Rosjanie.

Właśnie, czy nie mamy w tym aspekcie do czynienia z jednak bardzo istotną przewagą strony rosyjskiej, która może sobie pozwolić na ten regularny, metodyczny dopływ świeżej krwi do armii, nawet jeśli sporą część ze zmobilizowanych nazwiemy „mięsem armatnim”...

Zdecydowanie tak. Wskazywałem swego czasu na potrzeby skutecznej akcji mobilizacyjnej tych potencjalnych ukraińskich rekrutów, którzy przebywają w Europie Zachodniej, również w Polsce. Potrzeba naprawdę jakiegoś dobrego pomysłu na to wszystko. Nie wiem, może należałoby zacząć tworzyć jakiegoś rodzaju ukraińskie legiony na terenie Europy. Legiony, które szkolone będą w bazach znajdujących się na naszym kontynencie, m.in. właśnie w zakresie obsługi tego zachodniego sprzętu, który ląduje potem na Ukrainie, a którego obsługi żołnierze ukraińskiej armii, tam, na miejscu muszą uczyć się po prostu od podstaw, jak już mówiliśmy wcześniej, co bywa niezwykle czasochłonne. Armia ukraińska bez wątpienia wymaga ludzkiego zasilania. I to wydaje się być w chwili obecnej naprawdę istotnym problemem. 

Jestem oczywiście optymistą i uważam, że wojska ukraińskie tę wojnę wygrają, ale jestem też jednocześnie daleki od tego, by uważać że ta zwycięska kontrofensywa nastąpi już tu i teraz, a Władimir Putin znajduje się w narożniku. Absolutnie tak nie jest. Tym bardziej, że Rosjanie też, jak widać, zaczynają w swych działaniach na ukraińskim froncie posługiwać się myśleniem. Na kierunkach, na które wielu wskazuje, czyli Melitopol czy Mariupol, powtórzę raz jeszcze - ewentualna kontrofensywa ukraińska w obecnym momencie stanęłaby już na pierwszych polach minowych przygotowanych jej na powitanie przez rosyjskie wojsko. To jest problem. A Rosjanie zaminowują tam teren jak szaleni. Trzeba więc szukać innego rozwiązania. Ukraińcy, powtarzam to raz jeszcze, muszą jak najlepiej przygotować się na odparcie rosyjskiej ofensywy w najbliższych miesiącach a potem przejść do skutecznej kontrofensywy i rozbić wojska rosyjskie. To jest szansa na zwycięstwo w tej wojnie dla strony ukraińskiej. 

Autorytet Putina wydaje się być ogromnie zagrożony i zapewne nie zawaha się on sięgnąć po jakiekolwiek środki, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Czy uważa Pan, że Rosja może mieć jeszcze jakieś asy w rękawie? Ucichły też już próby straszenia Zachodu bronią jądrową. Czy Pana zdaniem Putin zorientował się, że na nikogo to już nie działa?

Mówi się oczywiście wiele o tym, że Władimir Putin może jeszcze sięgnąć po broń jądrową. Natomiast moim zdaniem po nią nie sięgnie, bo najwyraźniej zakazały mu jej użycia Chiny. Uważam, że Putinowi czas się powoli kończy. Ograniczają go nie tylko aspekty biologiczne czy zdrowotne, ale również zachodnie sankcje nałożone na Rosję powoli zaciskają już pętlę. Rosjanom żyje się coraz ciężej. I dlatego Władimir Putin na pewno będzie szukał jakiegoś rozwiązania. Pewnie liczy na wspomnianą ofensywę rosyjską bez względu na to czy zostanie ona przeprowadzona jeszcze zimą czy też już wiosną. W jej efekcie chciałby zapewne na drodze politycznej wynegocjować korzystne dla siebie i jego kraju warunki zawieszenia broni.

Moim zdaniem, poza wspomnianą bronią jądrową, której nie użyje, Putin nie posiada już żadnych innych istotnych atutów, za pomocą których mógłby spróbować odwrócić losy tej wojny. On tej wojny długo już nie pociągnie. Dlatego szuka już raczej rozwiązania, które w momencie posiadania operacyjnej przewagi na ukraińskim froncie pozwoli mu zawrzeć rozejm na w miarę korzystnych dla siebie warunkach i zachować twarz. Będziesz też najprawdopodobniej intensywnie rozglądał się za kimś, kto mógłby pełnić rolę mediatora w procesie zawieszenia broni pomiędzy Rosją i Ukrainą. Wydaje się dość prawdopodobne, że tego rodzaju politykiem może stać się prezydent Turcji Recep Erdogan. 

A czy jest w ogóle jeszcze możliwe odzyskanie przez Ukrainę wszystkich utraconych podczas rosyjskiej inwazji terytoriów, włącznie z tymi zaanektowanymi przez putinowski reżim podczas poprzedniej agresji rosyjskiej sprzed kilku lat?

Ukraina nie ma wielomilionowej armii. A gdyby chciała naprawdę skutecznie odbić wspomniane utracone terytoria musiałaby mieć tę armię trzy-czterokrotnie większą od armii rosyjskiej. Moim zdaniem nie ma więc czym tego dokonać. Myślę, że w najbliższej perspektywie czasowej armia ukraińska absolutnie nie jest w stanie uzyskać takiej zdolności, by skutecznie przeprowadzić tego rodzaju operację militarną odzyskania swoich wszystkich utraconych w ostatnich latach na rzecz Rosji terytoriów. Pozostaje jeszcze oczywiście droga polityczna oraz na tyle skuteczne „duszenie” Putina sankcjami, by skłonić go do ustępstw w tej sprawie. Innej możliwości nie ma. Militarnie Ukraina w najbliższej perspektywie czasowej na pewno tych ziem nie odzyska.

Bardzo dziękuję za rozmowę.