Sterczewski reprezentujący Koalicję Obywatelską, z której Donald Tusk powyrzucał wszystkich polityków, którzy odważyli się nie mieć skrajnie proaborcyjnych poglądów, po swym wczorajszym wystąpieniu na mównicy sejmowej, ukradł ustawiony przy niej baner przedstawiający wizerunek 10-tygodniowego dziecka poczętego oraz „dyskretnie” niczym członek komediowego „Gangu Olsena” wyniósł go z Sejmu.

Wbrew podejrzeniom tym razem sejmowy Forrest Gump, mimo, że zwarty, gotowy i przyodziany w buty do biegania, nie pobiegł jednak z ukradzionym banerem nad granicę z Białorusią, ani też nie jeździł z nim rowerem nocną porą zygzakiem po poznańskich ulicach, lecz po prostu wyrzucił go do przysejmowego śmietnika.

Wyrzucił przynajmniej na potrzeby nagrania, którym sam uznał za stosowne pochwalić się w mediach społecznościowych. Bowiem poseł Suwerennej Polski Dariusz Matecki, który baner ukradziony później przez Sterczewskiego na sali sejmowej ustawił, w śmietniku przy Sejmie już go nie znalazł.

„Jaką obrzydliwą szują i kanalią trzeba być, żeby coś takiego zrobić. To jest coś naprawdę paskudnego” – mówił o zachowaniu Sterczewskiego na zamieszczonym w social mediach nagraniu poseł Matecki.

Za jakiś czas pewnie Donald Tusk, który ludzi pokroju Sterczewskiego funduje na swych listach polskim wyborcom, znów będzie utyskiwał na „demobilizację” swego elektoratu.

A „Franek” Sterczewski, no cóż, jaki jest, każdy widzi i tu jakikolwiek ewentualny proces dojrzewania rozpatrywać należałoby już raczej w kategorii jednego z największych cudów świata.