Były prezydent, Lech Wałęsa składał kwiaty pod Pomnikiem Poległych Stoczniowców. Przy okazji uczczenia pamięci ofiar Grudnia'70, lider pierwszej Solidarności postanowił podzielić się swoją myślą polityczną.
"To, co się dzieje w ojczyźnie naszej, musi nas zmusić do działania. Tak to wyszło. Demokracja ma swoje prawa, trochę zlekceważyliśmy, trochę źle rządziliśmy się i to spowodowało, że władza dostała się w nieodpowiedzialne ręce"- powiedział Wałęsa. Dalej powiało zgrozą, bo były prezydent stwierdził, że prędzej czy później można spodziewać się "wielkiej konfrontacji".
"Musimy wybierać tak mądrze, jak kiedyś: wybierać czas i miejsce"- podkreślił. Lech Wałęsa z charakterystyczną dla siebie skromnością stwierdził, że wciąż jest "na czuwaniu". Zaapelował do zwolenników opozycji, aby też czuwali, bo zapewne jeszcze raz będzie musiał "dać polecenie: dość mamy tego wszystkiego".
"Ja lubię zwyciężać i nie będę narażał narodu ani kogokolwiek na straty, ale nie pozwolę, by niszczono polski dorobek, a więc czuwam i w odpowiednim momencie zrobię to, co należy zrobić”-zapowiadał laureat pokojowej Nagrody Nobla. Jak podkreślił Lech Wałęsa, trzeba wymyślić "metody i środki", które byłyby bezpieczne, "nikomu nie zaszkodziły", żeby "finezyjnie, jak w tamtym czasie" odzyskać Polskę.
"I to jest możliwe, ale to musi być odpowiedni czas. Dzisiaj koszty byłyby za duże, bo ci nieodpowiedzialni ludzie będą strzelać. Ja wiem o tym. Ja ich znam”- straszył były prezydent. Dopytywany przez dziennikarzy, czy Grudzień'70 może powtórzyć się współcześnie, Wałęsa stwiedził, że PiS może "doprowadzić do wojny domowej".
Panie Prezydencie, czy szczując i zionąc nienawiścią wyjmie Pan przynajmniej Matkę Boską z klapy marynarki?
yenn/PAP, Fronda.pl