O sprawie zmiany podejścia do rzezi wołyńskiej informował Onet. Z rozdziału „Polska pod okupacją niemiecką i sowiecką” uczniowie mieliby się dowiedzieć o przyczynach konfliktu Polski z Ukrainą na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, jednak zniknęłoby wspomnienie o ludobójstwie ludności polskiej.

Co prawda szefowa MEN Barbara Nowacka zapewniała, że nie podpisze dokumentu, w którym rzezi wołyńskiej nie nazwie się po imieniu – ludobójstwem, jednak jeden z piątki ekspertów MEN, Aleksander Pawlicki, powiedział w rozmowie z Wirtualną Polską, że nauczanie o tym może stanowić problem dla nauczyciela, który ma w klasie… dzieci z Ukrainy.

Stwierdził, że konieczne jest rzekomo wzięcie pod uwagę tego faktu, a rzekomo nauczanie o ludobójczej rzezi na Wołyniu miałoby źle wpływać na budowanie wspólnoty w klasie, gdzie znajdują się także dzieci z Ukrainy. Wspominając o tej wypowiedzi, była premier Beata Szydło pyta:

Komu jeszcze nie chcą robić przykrości ci, którzy wykreślają z podstawy programowej np. Katyń, Maksymiliana Kolbego, Powstanie Wielkopolskie czy nawet Grunwald? Dla kogo ma być polska szkoła?”.

Najwidoczniej istnieje ryzyko, że historia czy język polski będą przedmiotami, których będzie trzeba uczyć nasze dzieci przede wszystkim samodzielnie, w domu. Biorąc pod uwagę brak prac domowych zapowiadany przez ministerstwo, będzie na to więcej czasu.