Zastanawiając się nad szybkością, z jaką lewacka rewolta z 1968 r. "przeorała" Zachód, dochodzę do wniosku, że nie mogłoby do tego dojść, gdyby nie bierna postawa "umiarkowanie konserwatywnych" elit politycznych (wszak socjaldemokracja nie dominowała całkowicie i we wszystkich państwach). Stąd wniosek, że "umiarkowana", nijaka neo-chadecja  nie jest żadną zaporą przeciwko lewactwu - jest raczej jego forpocztą.

Dziś w Polsce również mamy takich, co twierdzą, że "w imię spokoju społecznego" należy zrezygnować z konfrontacji, że nie należy korzystać z każdej okazji, by przesuwać rzeczywistość medialną, edukacyjną, kulturową, gopspodarzą i polityczną ku normalności. Że pomiędzy zdecydowaną, narodową politycznie i konserwatywną społecznie postawą, a lewicowym nihilizmem i kosmopolityzmem jest jakaś przestrzeń "rozsądnego kompromisu", "złoty środek". Otóż nie ma. Pomiędzy jest magma, którą jedna lub druga strona będzie formować, której środek ciężkości będzie przesuwany.

Rozsądek nie oznacza zachowawczości, stronienia od konfilktów, powstrzymywania się od zajmowania wyrazistego stanowiska. Rozsądek podpowiada działać adekwatnie do problemu i sytuacji - zarówno umiarkowanie, jak i radykalnie. 

 

eMBe/RobertWinnicki.nowyekran.pl