Paweł Chmielewski, portal Fronda.pl: Barack Obama twierdzi, że Rosja jest dziś izolowana. Twierdzenie to odrzuca Siergiej Ławrow zapewniając, że Moskwa nigdy nie da się doprowadzić do takiego stanu.

Andrzej Talaga: Patrząc na to, co jest stanem normalnym w stosunkach międzynarodowych, to Rosja jest izolowana – i to bardzo. Jest bojkotowana zwłaszcza na Zachodzie i w krajach, które uchodzą za związane z Zachodem. Jedyne otwarte dla Rosji kanały to kraje Azji Środkowej i Chiny.

Chiny prowadzą jednak bardzo pragmatyczną politykę wobec Rosji. Nie ma mowy o żadnym prawdziwym sojuszu. Widać to na wielu przykładach. Można tu wymienić współpracę militarną w ramach Grupy Szanghajskiej a także tak zwany kontrakt stulecia. Chodzi o umowę o eksporcie rosyjskiego gazu do Chin. Chiny kupują w Rosji tylko wtedy, gdy im się to opłaca. Jeśli inne źródło dostaw będzie tańsze, to będą kupować tam. Państwo Środka nie postrzega Rosji jako sojusznika – i nie ma nawet takiej potrzeby. Nie ma mowy o poświęcaniu dla Moskwy kontaktów handlowych z Zachodem.

Pod tym względem Obama ma rację: Rosja rzeczywiście jest izolowana i coraz słabsza.

Według amerykańskiego prezydenta rosyjska gospodarka jest praktycznie w strzępach. Ten opis oddaje rzeczywistość stanu rosyjskiej ekonomii?

Nie jest jeszcze w strzępach, ale wyraźnie zaczyna się drzeć. Ekonomia rosyjska ma swoją specyfikę. To nie tylko ekonomia oligarchiczna, ale także tak zwany kapitalizm państwowy. Są więc firmy państwowe albo kontrolowane przez państwo, poprzez akcje czy też kierujących nimi ludźmi związanych z państwem. W Rosji kryzys państwa jest kryzysem gospodarczym, a kryzys gospodarczy: kryzysem państwa. Pod tym względem szczególną siłę ma uderzenie w bardzo wrażliwe punkty rosyjskiej gospodarki, na przykład nowe technologie. Żeby wydobywać więcej gazu i ropy, sprzedawać je i osiągać dzięki temu większe wpływy budżetowe, potrzebuje wierceń w złożach, które jeszcze nigdy nie były eksploatowane. To jest możliwe tylko we współpracy z firmami zachodnimi, bo Rosja nie ma technologii. Obecnie jest embargo na technologie, czyli: nie ma wierceń.

Kolejną rzeczą jest system bankowy. Rosja jest odcięta od kredytów długo- i średnioterminowych. Może zawierać tylko kredyty krótkoterminowe. W związku z tym te firmy, które są na Zachodzie potężnie zadłużone, na przykład Rosnieft czy Gazprom, muszą brać pieniądze od rządu, z budżetu. Nie mogą pożyczyć na Zachodzie i rolować dzięki temu swoich obligacji.

Pod kilkoma względami rosyjska gospodarka jest rzeczywiście w poważnych tarapatach. Jeśli potrwa to kilka lat, to przełoży się to na realną gospodarkę: na życie ludzi, na obrót, na PKB, na PKB per capita. To wszystko już zaczyna trzeszczeć, a podejrzewam, że za trzy czy cztery lata będziemy mieli do czynienia z zapaścią.

Rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow zarzuca w tym kontekście Stanom Zjednoczonym, że chcą dominować na świecie. Twierdzi, że ich polityka jest agresywna i przeterminowana. Czy to zasadne zarzuty?

Amerykanie są numerem jeden na świecie, chcą tacy być – i jeszcze długo tacy będą. Na horyzoncie nie widać żadnej konkurencji. Jest już jasne, że szacunki o zamianie miejsc z Chinami są mocno przesadzone. Jeśli nawet Chiny osiągną gospodarczo poziom Ameryki, to nigdy nie osiągną poziomu per capita. Nie mają też co nawet marzyć o zrównaniu się z amerykańską potęgą militarną. O Rosji nie ma tu w ogóle co wspominać. Amerykańskie wydatki na zbrojenia się od 10 do 15 razy większe, niż rosyjskie. Ławrow opisał świat, który istnieje. Ameryka jest dominującą siłą na świecie i chce nią pozostać, bo jest to dla niej korzystne. Amerykańska dominacja nie ma charakteru imperialistycznego. To Rosjanie chcieliby kontrolować w swojej strefie wszystko bezpośrednio. Stany Zjednoczone dominują pośrednio: poprzez kapitał, know-how, technologie. To miękka dominacja nad światem. Czy jest to przestarzałe? Pewnie tak, ale nie widać innej formuły.

Obama twierdzi, że udało się pod amerykańskim przywództwem powstrzymać ofensywę Państwa Islamskiego. To prawda?

W sferze terytorialnej tak. Państwo Islamskie, inaczej niż wcześniej, istotnie się nie rozszerza. Teraz kalifat traci terytoria, głównie na rzecz Kurdów. Rzeczywiście więc w sensie terytorialnym ofensywa została powstrzymana. Określono, gdzie jest granica Państwa Islamskiego. Ponadto coraz częstsze są rajdy już to sił zachodnich (mieliśmy niedawno potyczkę z oddziałem kanadyjskim), już to lokalnych: kurdyjskich i arabskich. Sytuacja jeszcze się całkowicie nie odwróciła, ale rozmach Państwa Islamskiego został zatrzymany. Natomiast jeżeli Państwo Islamskie wyjdzie z aktywności regionalnej i skupi się na tym, czym wcześniej zajmowała się Al-Kaida – a więc na zamachach na czułe punkty Zachodu – to ten optymizm Obamy będzie przedwczesny.

Prezydent USA podkreślił, że w Iraku Amerykanie nie dali się wciągnąć w kolejną wojnę lądową. To rzeczywisty sukces?

Nie giną żołnierze amerykańscy, więc jest to sukces. Zabici powodują zawsze wzburzenie opinii publicznej. Wojna poprzez lotnictwo i siły lokalne jest korzystniejsza, niż wojna lądowa z udziałem sił amerykańskim. Taką wojnę stoczyli Amerykanie w Kosowie, taka była pierwsza wojna z Talibami w Afganistanie. Jeżeli ten model da się powtórzyć w Iraku, to bardzo dobrze. Brakuje tam jednak lokalnych sił, które mogłyby rozbić Państwo Islamskie. Iracka armia pokazała już kilka razy, że się do tego nie nadaje. Mogliby to zrobić Kurdowie, ale wzbudziłoby to dużą opozycję w samym Iraku. Amerykanie mają problem z sojusznikami na miejscu. Zaczynają już jednak szkolić na miejscu oddziały sunnickie. Słychać o uderzeniach partyzanckich na terytorium Państwa Islamskiego na ich bojowników. Są to akcje brutalne, ale skuteczne. Jeżeli będzie to podążać w tym kierunku, to może dojść nie tyle do rozbicia Państwa Islamskiego, ale do tak silnego zaabsorbowania go na froncie wewnętrznym, że nie będzie się rozszerzać. Taktyka jest dobra, choć ryzykowna i wymagająca upływu lat.

Obama jako duży sukces określił stworzenie międzynarodowej koalicji antyterrorystycznej. Zwrócił uwagę zwłaszcza na państwa arabskie.

Udało się, przede wszystkim, wciągnąć Iran – o tym Obama nie mówił, bo mówić nie mógł. Współpraca amerykańsko-irańska jest jednak faktem, na przykład w kwestii koordynacji nalotów. Lotnictwo irańskie także prowadzi takie naloty na Państwo Islamskie. I to właśnie jest największym sukcesem Stanów Zjednoczonych: wciągnięcie do współpracy Iranu, choć, oczywiście, tylko de facto, nie de iure. Jeśli chodzi o państwa arabskie, to także one biorą udział w operacjach lotniczych. Odpowiadają za około 40 proc. uderzeń lotniczych na Państwo Islamskie, szczególnie w Syrii, gdzie nie bombarduje koalicja państwa zachodnich. Po drugie państwa arabskie wykładają na walkę z Państwem Islamskim pieniądze. Inna sprawa, że te same państwa, na przykład Katar czy Zjednoczone Emiraty Arabskie, są podejrzewane o finansowanie Państwa Islamskiego. To jest jednak częsty przypadek: najpierw finansuje się jakiś twór, który wydaje się geopolitycznie korzystny, a później finansuje się jego zwalczanie, gdy już zanadto urośnie.

Czy w antyterrorystycznej koalicji mogłaby znaleźć miejsce także Rosja?

Jest to bardzo możliwe i dziwię się, że Rosja nie zgłosiła jeszcze takiego akcesu. Ma doświadczenie, bo walczyła przecież z terrorystami w Azji Środkowej, w Czeczenii, obecnie walczy na północnym Kaukazie. Rosja pomagała też Amerykanom w czasie wojny z Afganistanem udostępniając swoją przestrzeń powietrzną oraz przestrzeń lądową, gdy pakistańscy talibowie zablokowali amerykańskie dostawy. Rosja odgrywała w tej wojnie bardzo ważną rolę logistyczną. Ponadto na tym polu Rosja może się bardzo łatwo i szybko porozumieć z Zachodem. Mogłaby przenieść oś kontaktów z Zachodem z Ukrainy i sankcji na sprawy antyterroryzmu, co byłoby dla niej bardzo korzystne. Wyobrażam sobie sytuacje, gdy Zachód kontynuuje sankcje, ale nieco je łagodzi. Pomimo kontynuowania bojkotu państwa zachodnie mogłyby zawiązać współpracę antyterrorystyczną z Rosją. To dla Federacji świetne wyjście.

Byłoby więc dla Rosji dobrym wyjściem, by inspirować zamachy na państwa zachodnie w celu ponownego otwarcia współpracy z Zachodem?

Nie [śmiech]. Takie teorie są z pewnością atrakcyjne intelektualnie i budują jakiś ciąg przyczynowo-skutkowy, ale wydają się stanowczo za mało prawdopodobne. Podejrzewam, że Rosja nie ma nawet takich logistycznych możliwości, by organizować tego typu ataki. 

Rozmawiał Paweł Chmielewski