Mężczyzna chory na nowotwór zawarł homoseksualne małżeństwo, a podczas własnego wesela dokonał eutanazji. Pięć dni przed śmiercią  miał otrzymać Komunię Świętą, a podczas procedury eutanazji miał mu towarzyszyć chór parafialny, który śpiewał "Ave Maria". O szokującej historii Roberta Fullera informują zachodnie media. Do sprawy odniósł się w mediach społecznościowych publicysta Tomasz Terlikowski.

"Pogrzeb przed samobójstwem, błogosławieństwo proboszcza na wspomagane samobójstwo i uczestnictwo chóru kościelnego w czasie przygotowania do eutanazji - tak miało - według Roberta Fullera jego przygotowanie do eutanazji i stosunek do niej jego parafii. Archidiecezja Seattle wyjaśnia, że wiadomości te są nieprawdziwe, bowiem ani proboszcz, ani błogosławiący mężczyznę kapłan nie miał pojęcia, że błogosławi mu na śmierć. „O ile jest jasne, że część z przyjaciół z parafii pana Fullera wiedziała o jego planach, to proboszcz parafii św. Teresy tego nie wiedział” - przekonuje archidiecezja.

Sprawa nie jest jednak wcale tak oczywista, jak się może wydawać, bowiem - nawet jeśli parafia i proboszcz o tym nie wiedzieli, to mieli oni świadomość do czego szykuje się mężczyzna. Proboszcz odbył z nim rozmowę, przekonywał go do tego, by wybrał życie, a gdy się to nie udało zadał pytanie archidiecezji, czy może odprawić jego pogrzeb. Kuria odpowiedziała, że pod warunkiem, że nie będzie wątpliwości, że nikt nie połączy tego ze wsparciem dla samej formy śmierci, i że będzie to nabożeństwo dla tych, którzy się smucą. I takie nabożeństwo zostało odprawione. I tu warto postawić fundamentalne pytanie: czy rzeczywiście w przypadku wspomaganego samobójstwa, i to przeprowadzonego w świetle kamer i z towarzyszeniem dziennikarzy, rzeczywiście powinno odprawić się nabożeństwo pogrzebowe? Fuller samą swoją decyzją zanegował katolickie nauczenie, odrzucił je i popełnił jeden z najbardziej przerażających grzechów, i to w taki sposób, by uczynić z tego spektakl. Czy w takiej sytuacji, jawnego zaparcia się Kościoła i Boga, nie powinno się rozważyć odmowy pogrzebu, a nie wydawać na niego zgodę, i to jeszcze za życia mężczyzny?

Druga sprawa jest nie mniej istotna. Otóż wprawdzie mężczyzna na swoim Facebooku pisał, że błogosławieństwa udzielił mu proboszcz, to jednocześnie dodawał, że proboszcz ten jest jezuitą. Te nie jest prawda, bowiem proboszcz owej parafii jezuitą nie jest, jest natomiast faktem, że w parafii tej jezuici posługiwali, a mszę z rzekomym błogosławieństwem odprawił jezuita ojciec Quentin Dupont. Jednak ani jezuici, ani sam ojciec Dupont do sprawy się nie odnieśli. I to bardzo niedobrze. Milczenie to bowiem rodzi podejrzenia, że informacje Fullera choć nieprecyzyjne, to są jednak prawdziwe, i że rzeczywiście - całkowicie wbrew nauczaniu Kościoła i jasno wyrażonej w Piśmie Świętym i Tradycji woli Bożej - jakiś jezuita uznał, że wie lepiej i pobłogosławił straszliwy grzech. A jego prowincja nie ma odwagi, albo zdecydowania, by takie zachowanie potępić."

 

Tomasz Terlikowski/Facebook