I jeszcze krótko o kazaniu arcybiskupa Marka Jędraszewskiego. Zacznę od sprawy oczywistej. Afera wokół niego jest dęta, a ostrzeżenia o możliwych blokadach stron, które je prezentują, to zwyczajna cenzura, i to skandaliczna. Trzeba o tym mówić i przeciw temu protestować. Problem polega tylko na tym, że wszyscy ci, którzy (słusznie) twierdzą, że są na wojnie, powinni wiedzieć (bo wiadomo to od dawna), że w tej wojnie więcej metod, broni i siły mają środowiska wspierające rewolucję LGBT. Oburzenie, krzyk, a nawet moralne wzmożenie tego nie zmienią. Walcząc w tym sporze, trzeba mieć tego świadomość. I nie podkładać się.

Teraz o strategii. O co chodzi w ideologicznym starciu (starciu cywilizacji) ideologii LGBT i klasycznej cywilizacji chrześcijańskiej? O to, by do argumentacji swojej strony przekonać nieprzekonanych. Przekonani są już po naszej stronie (niezależnie od tego, jak ją definiujemy), i choć trzeba ich umacniać w wierze, to kluczowe dla zwycięstwa w sporze (a nawet obrony status quo) jest przekonywanie nieprzekonanych, niepewnych swoich racji, współczujących prawdziwie lub rzekomo prześladowanym. To o nich toczy się teraz walka ideowa, do nich trzeba dotrzeć.

I z tej perspektywy warto spojrzeć na kazanie arcybiskupa Jędraszewskiego. Czy ono ma szansę przekonać nieprzekonanych? Czy użyty w nim język i argumentacja służy długofalowemu ideowemu przekonaniu tych, którzy nie mają w tej sprawie zdania, a może przechylają się już na drugą stronę? Odpowiedź, obawiam się, brzmi: nie, nie przekonamy w ten sposób nieprzekonanych. Szczególnie, że druga strona do mistrzostwa opanowała sztukę (nasza strona też, niestety, robi to samo) manipulowania wypowiedziami, wykorzystywania każdej okazji, by ostre słowo - nawet użyte jako przenośnia czy odniesione do tekstu literackiego wykorzystać jako dowód na rzekomą brutalność katolików czy konserwatystów, naszą mowę nienawiści. W walce o dusze nie ma znaczenia, czy tamta strona ma rację, ważne, że przekonuje do swojej argumentacji nieprzekonanych. I buduje wrażenie walki czy prześladowania osób LGBT. To najsilniejsza broń w walce z tradycyjną rodziną. Dlatego, jak ognia, trzeba unikać słów czy sformułowań, które mogą być w ten sposób wykorzystane. One szkodzą sprawie, a nie jej pomagają.

Strategia, rozsądek, budowania szerokiego poparcia, unikania niepotrzebnych starć - to elementarz prowadzenia starcia ideowego, szczególnie, gdy jest się stroną słabszą (a taką już jako konserwatywni katolicy jesteśmy, bo po tamtej stronie są potężne instytucje, które mogą całkowicie zablokować nasz przekaz). Istotą w takiej sytuacji nie jest moralne wzburzenie, nie jest manifestowanie tego, że mamy rację czy tym bardziej entuzjazmowanie się każdą, nawet najsłuszniejszą wypowiedzią. Rozsądek podpowiada, by unikać dostarczania broni drugiej stronie, by unikać niepotrzebnego tracenia sił i zniechęcania do siebie nieprzekonanych. Jeśli się tego nie nauczymy przegramy starcie z ideologią LGBT. I sami będziemy temu winni.

Warto też uświadomić sobie, że czy się to nam podoba czy nie, będziemy żyli i już żyjemy obok siebie. A to wymaga wzajemnego szacunku, unikania niepotrzebnej agresji, kultury debaty. Bez tego pogrążymy się zupełnie. Jako społeczeństwo. I żeby nie było wątpliwości, odnoszę to do obu stron debaty, starcia, ideowej wojny. Miejmy świadomość, że choć jesteśmy w sporze, to będziemy obok siebie żyć, funkcjonować, a niekiedy nawet się przyjaźnić, a do tego będą sprawy, w których musimy współpracować. Nie niszczmy więc tkanki społecznej.

Tomasz Terlikowski @ Facebook