Nie będę relacjonował szczegółowo dyskusji między rodzicami małego chłopca. Poziom argumentów Ryszarda Kalisza pokazuje, że ten mężczyzna nie wyrósł z poziomu chłopaczka, i że jest żenadą, że kogoś o takim poziomie nieodpowiedzialności za innych nadal zaprasza się do mediów i traktuje jako autorytet w jakiejkolwiek dziedzinie. Facet, który zostawia matkę swojego dziecka i opowiada o niej takie rzeczy jest chłystkiem, a nie dojrzałym mężczyzną. Nie zamierzam także komentować zachowań pani Pietrusińskiej, bo rozumiem, że zraniona kobieta niekoniecznie kontroluje swoje reakcje, i nie zawsze bierze pod uwagę, że opowiadając pewne rzeczy krzywdzi także swoje dziecko (nie mówiąc już o sobie samej).

To nie zaglądanie pod kołdrę jest zresztą w tej dyskusji najważniejsze. O wiele istotniejsze jest bowiem to, jaki obraz wolnych związków wyłania się z tych wydarzeń. Krótko ich istotę, w wydaniu nieodpowiedzialnych mężczyzn, ujęła właśnie pani Pietrusińska. Otóż związki takie są dla facetów (niezależnie od tego, czy wywodzą się z lewicy, jak Kalisz, czy z prawicy jak wielu innych) traktowaniem kobiet jak materacy. Jeśli mężczyzna rzeczywiście kocha kobietę, jeśli zależy mu na niej, to chce być z nią i chce dać jej maksymalne poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Tym zaś jest małżeństwo. Jeśli między nim, a jego kobietą jest miłość, to liczy się on z tym, że z miłości może pojawić się dziecko (Kalisz, który udaje zaskoczonego, że po seksie pojawiło się dziecko jest – najdelikatniej rzecz ujmując – żenujący), a w związku z tym chce stworzyć temu dziecku możliwie najlepszą przestrzeń wzrastania i wychowania, a tym jest małżeństwo. Jeśli tego nie proponuje, jeśli sugeruje, że wolny związek jest lepszym rozwiązaniem, to w istocie komunikuje, że ma gdzieś potrzeby swojej kobiety, i że traktuje ją jak… materac, który po jakimś czasie (albo i w tym samym czasie) można wymienić na nowy, lepszy model.

Kobiety, i znowu wystarczy odwołać się do wypowiedzi Ingi Pietrusińskiej, traktują życie inaczej. Dla  nich wolny związek ma być jakby małżeństwem, a najlepiej żeby do małżeństwa prowadził. I dlatego, nawet jeśli decydują się na konkubinat (w który przecież z założenia wpisana jest tymczasowość), to wierząc, że ich partner będzie dla nich prawie-jak-mąż, albo że wkrótce, gdy już sobie poradzi z problemami, to będzie ich mężem. A gdy on pokazuje im, że konkubinat małżeństwem nie jest, a opowieści o papierku i o tym, że nie należy go traktować poważnie, traktował serio, to wtedy zaczyna się dramat. Dramat, który można było przewidzieć traktując niewerbalne komunikaty serio, i pamiętając, że wolny związek opłaca się jedynie facetowi, i że zazwyczaj oznacza on traktowanie drugiej strony jak materaca.

I dlatego Drogie Panie, jeśli chcecie uniknąć losu pani Pietrusińskiej, jeśli nie chcecie być traktowane przez facetów jak materace, to nie godźcie się na pewne formy związków. Seks, oczywiście, ale po ślubie. Wspólne mieszkanie? Fantastycznie, ale gdy zawrzemy małżeństwo! A już na pewno nie decydujcie się na związki z facetami z odzysku. Jeśli mężczyzna okłamał jedną kobietę, to dlaczego miałby nie okłamać Was? Jeśli zdradza i okłamuje swoją żonę, to nie widać powodów, by nie miał kłamać i okłamywać Was? Jeśli jest chłopcem, który potrzebuje poprzytulania, to związek partnerski z Wami (czyli potraktowanie go jak materaca) z pewnością tego nie zmieni.

Korespondencja Ryszarda Kalisza i jego byłej partnerki (kochanki?) pokazuje więc wyraźnie, że w istocie godnym człowieka zachowaniem pozostaje małżeństwo. To ono jest dowodem, że kocha się drugą stronę, ono daje poczucie bezpieczeństwa i jest przestrzenią, w której o wiele trudniej jest traktować kobietę tylko jak materac. Warto o tym pamiętać i uczyć się na błędach innych, a nie na swoich.

Tomasz P. Terlikowski