W dyskusji o odpisie podatkowym dla Kościoła Bartoś stwierdził na przykład, że dzięki odpisowi biskupi staną się milsi dla wiernych i przestaną ich do siebie zrażać. Co konkretnie ma oznaczać owa „milszość”, jak ma się objawiać tego niestety Bartoś nie precyzuje, ale można przypuszczać, że chodzi o to, żeby nie stawiali wymagań, nie oceniali moralnie i przypadkiem nie nauczali rzeczy, z którymi Bartoś się nie zgadza. To miałoby sprawić, że będą mieli większe składki.



I pomijając już fakt, że zadaniem biskupów nie jest bycie miłymi, ale bycie świadkami Chrystusa i znakiem sprzeciwu wobec świata (osobną kwestią jest czy nimi rzeczywiście zawsze są), to trudno nie dostrzec, że środki jakie Bartoś proponuje, by zdobywać więcej pieniążków są zwyczajnie nieskuteczne. Kościół Episkopalny, który jest miły do bólu i nie naucza niczego, co mogłoby się nie spodobać rozmaitym amerykańskim Bartosiom, wcale się nie rozwija. Kasę oczywiście ma, ale traci wiernych... A to oznacza, że z czasem przestanie mieć i składki. Odwrotny proces można zaś dostrzec tylko w tych wspólnotach, które stawiają wymagania i nie są milusie dla wiernych. I chciałbym, żeby i Kościół w Polsce taką milutką wspólnotą nie był, tylko żeby odważnie głosił wiarę. Bez względu na konsekwencje.



Tomasz P. Terlikowski