I nie tylko logiki. Podobnie genetyki, embriologii czy medycyny w ogóle. A nawet przyrody, bo o początkach życia ludzkiego dziś dzieci uczą się w IV klasie szkoły podstawowej. Ontologiczny status zarodka nie pozostawia wątpliwości. Jest to ludzkie istnienie, bo z połączenia ludzkiej komórki jajowej i ludzkiego plemnika powstaje człowiek. Nie zwierzę, nie warzywo, nie owoc, tylko człowiek ze swoim odrębnym DNA, innym od DNA matki i ojca. Tę drogę przeszedł każdy z nas. Od etapu zarodkowego do tego etapu naszego życia, w którym się obecnie znajdujemy. Odbieranie człowieczeństwa ludzkiemu zarodkowi jest albo zupełną ignorancją, albo celowym działaniem.

 Dlaczego celowym? Ano dlatego, że słowa pana Naumanna zostały wypowiedziane w kontekście tzw. ustawy o leczeniu niepłodności, ustawy – jak wielokrotnie wskazywali jej krytycy – pisanej pod dyktando klinik in vitro. Jeśli zgodzimy się na to, że w momencie połączenia się plemnika z komórką jajową nie mamy do czynienia z człowiekiem, wówczas prosta droga do eksperymentów na tym „materiale genetycznym”. Wszak to tylko zarodek. Jeśli natomiast, zgodnie ze stanem faktycznym, uznamy, że zarodek to człowiek na początkowym etapie rozwoju, wówczas jest w nas jakiś opór. Jak to?
Eksperymentować na człowieku? To się przecież nie godzi.

 To, że przyjęta przez rząd ustawa ma przysłużyć się klinikom in vitro, widać także w reakcji wiceministra na faktyczną metodę leczenia niepłodności, czyli na naprotechnologię. Zdaniem Naumanna naprotechnologia, która z powodzeniem od ponad 30 lat rozwijana jest w Stanach Zjednoczonych, a od paru lat pomaga doczekać się dziecka małżeństwom z Polski, nie istnieje. „Nie znajduje [naprotechnologia – MT] poparcia wśród środowisk naukowych, czy akademickich” – mówił w programie Jana Pospieszalskiego Neumann. Proponuję więc panu wiceministrowi sięgnąć do źródeł, do podręczników prof. Hilgersa czy na stronę internetową poświęconą naprotechnologii, gdzie bez problemu znajdzie naukową bibliografię na ten temat, niż powtarzać nieprawdziwe opinie, choćby prof. Szamatowicza. A że metodę tę krytykują specjaliści związani z przemysłem in vitro? Jakoś mnie to specjalnie nie dziwi, w końcu to brutalna walka o klienta i jego pieniądze. Po co pacjent ma leczyć swoją niepłodność, skoro in vitro szybciej da mu dziecko?

 Naprotechnologia to nie ziołolecznictwo, czy homeopatia, to nowoczesna medycyna, nowoczesna chirurgia, posługująca się najnowocześniejszym sprzętem (choćby robotem da Vinci). To gałąź medycyny, która szuka przyczyn, diagnozuje je i usuwa. Daje zdrowie kobietom. I daje im upragnione dzieci. W sposób godziwy. Znacznie skuteczniej niż in vitro.

 Szkoda, że wiceminister zdrowia wykazuje się taką ignorancją. Twórca naprotechnologii wielokrotnie gościł w Polsce, szkolił polskich lekarzy i instruktorów, którzy tę metodę z powodzeniem stosują w swojej pracy zmałżeństwami borykającymi się z niepłodnością. „W historii medycyny popełniono wiele błędów, z których się później wycofywano. In vitro jest właśnie takim błędem, tak jak aborcja. Nie mam wątpliwości, że ten błąd zostanie porzucony, a jego wyznawcy wymrą” – mówił profesor. Może te słowa otworzą panu wiceministrowi oczy.

Małgorzata Terlikowska