To, że z każdej strony otacza nas golizna, nie jest jeszcze żadnym argumentem. Nie przekonuje mnie także tłumaczenie, że wylewa się ona z ekranów telewizorów czy z billboardów. I że w zasadzie tak już do tego przywykliśmy, że jej nie zauważamy. To nie takie proste. Wraz z nadejściem lata i afrykańskich upałów spora grupa mężczyzn pozbywa się wszelkich hamulców, zapomina o zasadach dobrego wychowania i paraduje po ulicach, świecąc gołymi klatami. Gdyby panowie Ci jeszcze chociaż posturę Apolla mieli, ale do tego antycznego ideału męskiej urody niestety bardzo im daleko. I tak, chcąc nie chcąc, zmuszani jesteśmy oglądać nagie torsy, owłosione brzuchy, mięśnie piwne i inne elementy męskiej fizjonomii.

Jakiż to problem, panowie, włożyć koszulkę przed wyjściem z domu? Jak się okazuje, dla niektórych mężczyzn spory. Może to wysiłek ponad ich siły, a może efekt demencji, która zaczyna atakować coraz młodszych mężczyzn? Że o zupełnym braku kultury nie wspomnę. Nagie torsy spotkać więc można w parkach, na placach zabaw, w sklepach, a w ekstremalnych sytuacjach także (o zgrozo!) w restauracjach. Można oczywiście takiego delikwenta pouczyć, jak należy zachowywać się w takiej sytuacji, ale trzeba liczyć się z tym, że na naszą głowę spadnie taka liczba inwektyw, od której aż zrobi się nam słabo. Zaraz też posypią się żale na to, że to skandal, żeby chodzić po mieście w koszulkach, bo to przecież ograniczanie czyjejś wolności czy swobód obywatelskich. No co, kto mu zabroni świecić golizną, skoro ma na to ochotę? Warto w tym kontekście przywołać słowa Zbigniewa Herberta, który przypominał, że „estetyka bywa pomocna w życiu”. Tymczasem goli od pasa w górę panowie z estetyki sobie nic nie robią i wystawiają w miejscach publicznych (i nie jest to bynajmniej plaża) swoje brzuchy. Przekraczając tym samym wszelkie granice dobrego smaku. No ale przecież im gorąco, a w koszulkach jeszcze za bardzo się spocą. A to dopiero będzie mało estetyczne.

Zjawisko to - mimo corocznych apeli – przybiera na sile. Roznegliżowani panowie (ale też panie w bikini) to stały element nie tylko plaż (gdzie jest to strój jak najbardziej właściwy), ale też ulic w miejscowościach nadmorskich i nie tylko. Władze Sopotu w końcu powiedziały golasom dość, postanowiły wypowiedzieć wojnę gołym brzuchom w przestrzeni publicznej i ruszyły z kampanią „Stop golasom na ulicy”. Na mieście pojawiły się stosowne plakaty, a na drzwiach restauracji wlepki „Nieubranych klientów nie obsługujemy”. Nie każdy bowiem ma ochotę jeść obiad obok spoconych roznegliżowanych plażowiczów. Sprawa niby oczywista, ale jednak nie do wszystkich dociera.

Jak nie prośbą, to groźbą. Skoro apele i tłumaczenia nic nie dają, trzeba o kulturę i dobre wychowanie zacząć walczyć odgórnie, administracyjnie. Może wówczas do właścicieli owłosionych torsów dotrze, że miejscem, w którym mogą bez ograniczeń prezentować swoje wdzięki, jest dom, plaża, czy inna działka. Ulica, sklep, a tym bardziej restauracja niech będzie dla ubranych. Golasom dziękujemy!

 

Małgorzata Terlikowska