„Policja, proszę otworzyć! Czy to pan jest właścicielem komputera o adresie IP... Czy to z niego napisano... Kogo z polityków pan zna, kontaktuje się...” – oto pytania, jakie usłyszał od policji Dariusz Łaszyca. Funkcjonariusze przyszli do jego mieszkania tylko ze względu na jego artykuł. Tekst, podpisany pseudonimem, był krytyczny wobec przyjazdu rosyjskich motocyklistów do Braniewa. Łaszyca ocenił ponadto, ze Rosja utrudnia śledztwo smoleńskie i zganił ją za sprawę Krymu.

23 kwietnia przed południem dwóch policjantów przyszło do publicysty.

„Wpuściłem ich, choć nie mieli nakazu, chodzili po mieszkaniu, rozglądali się, zaglądali wszędzie i zadawali dziwne pytania” – mówił „Do Rzeczy” Dariusz Łaszyca.

Jego tekst w żaden sposób nie łamie prawa; nie nawołuje też do czynności z nim niezgodnych. Jednak policja chciała ustalić dane autora. Wszczęto czynności operacyjne, choć nie wystąpiono do sądu o zgodę na uzyskanie drogą prawnych tych danych. Przeciwko Łaszycy nie toczy się też żadne postępowanie. Policja tłumaczy po prostu, że otrzymała wniosek o pomoc prawną od policji z Braniewa.

Tamtejsi policjanci tłumaczyli tygodnikowi „Do Rzeczy”, że chodzi tylko o zapewnienie bezpieczeństwa rosyjskiej delegacji. Zaistniała bowiem ich zdaniem możliwość wystąpienia naruszeń prawa.

pac/tv republika/do rzeczy