Ekspert ds Ukrainy z Instytutu Studiów Politycznych PAN, Paweł Kowal w rozmowie z Polską Agencją Prasową mówił o obecnej sytuacji na Wschodzie i tym, czy istnieje rzeczywiste zagrożenie ze strony Rosji.

Odnosząc się do konfliktu w Donbasie, Kowal określił go "wojną zastępczą", wojną Rosji z Zachodem, której terytorium operowania jest Ukraina, nie- jak przestawia sytuację większość mediów- wojna ukraińska z separatystami. To napięcie, zdaniem Pawła Kowala, jest "zbyt teatralne, by mogło być prawdziwe". Ekspert PAN podkreśla, że Rosja prowadzi jedynie wojnę informacyjną z Zachodem, w której demonstruje siłę swojej armii.
"Kreml zna doskonale ten mechanizm: opinia publiczna na Zachodzie jest pacyfistyczna, dlatego wymusza na swoich rządach raczej ustępstwa. Napięcie ma też konkretny cel negocjacyjny przed szczytem G20 czy ewentualną zmianą formatu mińskiego."-wyjaśnia Paweł Kowal, podkreślając również inny aspekt, gdzie przewidziane są dwie możliwości: albo wewnętrzna walka o władzę na Kremlu, albo poczucie zagrożenia u Putina. Ekspert ds. Ukrainy zauważa, że tę taktykę Władimir Putin stosuje od 2000 roku: "użycie armii jest dla polityki Putina typowe, gdy czuje się słaby albo, gdy chce załatwić sprawy wewnętrzne".
 
Paweł Kowal podkreśla jednak, że nie oznacza to wcale braku zagrożenia wojną. Jak mówi, "gdy stóg siana został ustawiony - iskra się zaprószy. Eskalacja napięcia wojennego jest tak duża, że trzeba brać pod uwagę natychmiastowy wybuch wojny. To się może wymknąć spod kontroli". Tyle że prawdopodobnie konflikt zbrojny nie jest głównym celem prezydenta Rosji. "Władimir Putin dwa lata temu sprawdził podstawową rzecz: na Ukrainie nie ma atmosfery, by przyjąć wojska rosyjskie. Nikt nie stanie po ich stronie, nie stworzy rządu kolaboracyjnego. Rosja musiałaby się zdecydować na pełnowymiarowe działania okupacyjne, a to oznaczałoby konieczność zainstalowania swojej administracji"-wyjaśnia ekspert z ISP. W czym problem? To zbyt wysokie koszty dla Federacji Rosyjskiej.
 
Również zaangażowanie Rosji w konflikt na Bliskim Wschodzie Paweł Kowal ocenia jako "wojnę propagandową".
 
Ekspert ds. Ukrainy nie wierzy także w trwałe porozumienie między Turcją a Rosją. "Obie strony mają ogromne ambicje wpływania na swoje otoczenie i być może także ambicje terytorialne, które są nie do pogodzenia."-tłumaczy Kowal. Zaznacza, że Erdogan "dogaduje się" z Putinem wyłącznie po to, by nastraszyć partnerów z NATO. Stara się zohydzić Turkom Sojusz Północnoatlantycki i Stany Zjednoczone, aby wzmocnić swoją pozycję.
 
"Za dwa lata doprowadzi [Erdogan/jj] do sytuacji, w której większość Turków będzie przeciwko Sojuszowi Północnoatlantyckiemu i nie będzie wiedział, co z tym zrobić. W interesie Erdogana jest zostać w NATO, bo chce mieć gwarancje Zachodu." W trakcie trwania Sojuszu Rosji z Turcją Europa może jednak stracić dużo na bezpieczeństwie, ponieważ Turcja to szalenie ważny członek NATO, a równie istotnym elementem naszego bezpieczeństwa jest obecność wojsk Sojuszu w Europie.
 
Paweł Kowal jest zdania, że czeka nas prawdziwy "perfect storm", jak określają to Amerykanie. Zauważa, że obecna sytuacja na świecie przypomina tę z 2008 r.: Rosja wkroczyła do Gruzji, trwały Igrzyska Olimpijskie, a w Stanach Zjednoczonych- kampania prezydencka.
 
"Jednak nawet jeśli w tym roku "burza" nadejdzie, Zachód poniesie oczywiście duże straty, ale nie wszystko zostanie zniszczone. Na pewno będzie to inny świat bezpieczeństwa niż ten, w którym przywykliśmy żyć: z silnym NATO, którego pilnuje USA, Rosji, która potrafi mimo wszystko dogadywać się z Zachodem, Turcji sprzymierzonej z Zachodem."-zapewnia ekspert PAN.

Źródło:fakty.interia.pl