Zdominowanie mediów w Polsce przez pseudo dziennikarstwo, zajmujące się nieustannym manipulowaniem informacji, czy też doprowadzenie niektórych mediów do nędznego stanu organizacyjnego i finansowego, to nie największy problem. Większym jest to, co zrobiono z dziennikarską odwagą i godnością.

Manipulatorów można usunąć z redakcji w jeden dzień. Sprawną organizację i poprawę finansów można przywrócić w kilka tygodni lub miesięcy, ale czy uda się w tak krótkim czasie przywrócić dziennikarską odwagę?

Przez ostatnie lata dziennikarze tracili pewność, że ktokolwiek stanie w ich obronie w przypadku opublikowania ostrego materiału, który groził procesem. Mówię tutaj głównie o materiałach śledczych i politycznych, bowiem zemsta bohaterów takich produkcji była zawsze niemalże pewna.

Pamiętamy o przypadkach, w których dziennikarzy mordowano. Do dzisiaj nie wyjaśniono tych spraw. Częściej jednak dziennikarze poddawani byli presji, która miała wzbudzić u nich lęk. Pomijam przypadki, gdy autorowi groził jakiś gangster z przestępczego półświatka, czy też inny ze świata polityki. Najczęstszymi przypadkami budzenia lęku, były te wewnątrzredakcyjne.

Wydawca lub redaktor naczelny wstrzymywał materiał, który poparty był dowodami, tylko dlatego, że dotyczył on jakiegoś znanego polityka, lub afery gospodarczej, w której pojawiały się popularne przecież nazwiska. To grozi procesem – słyszał autor – nikt ciebie nie będzie bronił. Jeśli dziennikarz się oburzał, że nie na tym polega jego zawód, to słyszał, że na jego miejsce jest dziesięciu chętnych. Nawet jeśli udało się opublikować jakiś materiał w internecie poza redakcją, to redaktor naczelny interweniował, aby tekst usunąć – bo przecież kojarzony jest z redakcją.

Ci bardziej odważni dziennikarze i wydawcy – bez nich publikacja czy emisja nie byłaby możliwa – w  przypadku wytoczenia procesu tracili pracę, jeszcze przed zakończeniem postępowania sądowego. Takie przypadki dawały innym jasny sygnał – nie wychylaj się! Milcz, nawet gdy masz w ręku dowody największych świństw jakich dopuścili się co niektórzy politycy, samorządowcy czy przedsiębiorcy. Ten stan pogłębiał tylko lęk i łamał dziennikarską godność. Szczególnie tam, gdzie środowisko dziennikarskie było słabsze, gdzie brak też alternatywy zatrudnienia w branży – czyli najczęściej w pozastołecznych regionach. W nich też mocniejsza jest miejscowa oligarchia, która nie przebacza tym, którzy w mediach pokazują prawdę. Tym bardziej, że te media najczęściej w ten czy inny sposób kontrolują. Więc gdy zdarzy się przez przypadek taki „afront”, to autor albo żegna się z pracą, albo z możliwością publikowania większości swoich materiałów. Czasem cichcem wprowadzi się dla takiego „rozrabiającego dziennikarza” zakaz zatrudniania na terenie regionu. Wszak to oni nierzadko kontrolują różne agencje i urzędy.

Stany lękowe dziennikarzy, poza nielicznymi przypadkami, osiągnęły apogeum. Czas na zmiany. Czas na przywracanie dziennikarskiej odwagi i godności. Czas aby dziennikarze zaczęli głośno mówić o sytuacji swojej redakcji, o wydawcach i redaktorach naczelnych, którzy stosując presję czy wręcz mobbing ograniczali swobodę dziennikarską. A przede wszystkim najwyższy czas aby wreszcie ktoś się ujął za tymi, którzy żyją prawdą.

Andrzej Klimczak/sdp.pl