Tomasz Wandas, Fronda.pl: Przywódca Iranu w bardzo mocnych słowach wypowiedział się o Donaldzie Trumpie, komentatorzy zwracają uwagę, czy może mieć to związek z spotkaniem prezydenta USA i Władimira Putina w Helsinkach. Jak jest Pana zdaniem?

Prof. Kazimierz Kik, politolog: Być może tak jest, ale nawet jeśli to i tak nie jest to zasadnicza przyczyna zachowania irańskiego przywódcy. Powodem tak mocnych słów najprawdopodobniej jest Izrael. Zasadniczą przyczyna tkwi w zagrożeniu dla Izraela wypływająca z Syrii, gdzie wyrobnicy wspierani przez Iran stanowią istotne zagrożenie dla Izraelczyków. Krótko mówiąc bezpieczeństwo Izraela, sojusznika i przyjaciela Stanów Zjednoczonych gra tu „pierwsze skrzypce”. Syryjska wojna domowa była wykorzystywana także przez Iran do zmiany układu sił na Bliskim Wschodzie. Rozmowa Putina-Trump miała tu swoje znaczenie - my nie znamy treści tej rozmowy, jednak jedno z przypuszczeń zakłada, że doszło do porozumienia między przywódcami co do usunięcia bojowników wspieranych przez Iran z Syrii, zwłaszcza z okolic granic Izraela.

Amerykański prezydent w odpowiedzi ostrzegł Hasana Rouhaniego przed "niespotykanymi w historii konsekwencjami", które może ponieść Iran, jeśli będzie groził Stanom Zjednoczonym. "Nie jesteśmy już krajem, który ulega waszym obłąkanym wypowiedziom o przemocy i śmierci. Strzeżcie się!" - napisał Donald Trump, który dla podkreślenia wagi swoich słów użył wyłącznie wielkich liter. Czy to nie za ostra odpowiedź?

Musimy pamiętać o tym, jak ostro Trump swojego czasu wypowiadał się o Kim Dzong Unie - przywódcy Korei Północnej. W przypadku Korei ostre słowa były salwą przygotowującą spotkanie, Trump chciał zmiękczyć tym drugą stronę, nie przeciwnika.  Zatem, biorąc pod uwagę dotychczasowe doświadczenia to Donald Trump w pewnym sensie celowo natęża głos, by zmusić przeciwnika do negocjacji, a w negocjacjach do ustępstw. Po drugie Stany Zjednoczone nie są już same na Bliskim Wschodzie, jest tam też Rosja, Turcja - która ma odmienne interesy niż USA związane przede wszystkim z Kurdami. Krótko mówiąc epoka hegemoni, zwłaszcza militarnej powoli przemija. Budzi się świat państw, które również chcą mieć coś do powiedzenia - układ dominacji amerykańskiej zmienia się na układ wielobiegunowy. Wszystkie straszne rzeczy jakie zapowiada Donald Trump względem przywódcy Iranu, to bardziej pogróżki mające na celu wymuszenie gotowości do negocjacji niż zapowiadające atak.

Czy metoda Trumpa przyniesie w tym przypadku zamierzony przez niego skutek?

Trump nie ma już silnej karty na Bliskim Wschodzie. Epoka totalnej hegemoni amerykańskiej w świecie przechodzi już do historii. Stany Zjednoczone tracą dotychczasową silną pozycję jaką mały na Bliskim Wschodzie. USA w przyszłości (za dziesięć, dwadzieścia lat) będą musiały sprostać wyzwaniu idącemu także z Chin. Myślę, że gwałtowna próba uporządkowania spraw na Bliskim Wschodzie jest wynikiem uświadamiania sobie przez Stany Zjednoczone, że czas się kurczy, że trzeba szybko działać.

Stany Zjednoczone w dzisiejszym świecie już nikogo nie zastraszą, a jakikolwiek atak na teren Bliskiego Wschodu skończyłby się na Amerykanów jeszcze jedną kompromitacją.

Jeszcze jedną?

Tak, wcześniejsze to Irak, Afganistan i w pewnym sensie Syria, gdzie Amerykanie - choć nie tylko- wzniecili bunt przeciwko rządom Asada.

Co na to Zachód? Czy reakcja względem zaistniałem sytuacji jest odpowiednia? Czy sankcje nałożone przez Trumpa przyniosą zamierzony skutek?

Jak się okazuje Zachód nie mówi już jednym głosem. Sankcji względem Iranu nie wprowadzają Europejczycy ani inne państwa świata. Tylko Stany Zjednoczone zdecydowały się na taki krok. Warto zaznaczyć, że kary wymierzone przez Amerykanów na Iran zostaną zrekompensowane przez współpracę gospodarczą innych państw, z którymi Iran współpracuje w różnych częściach świata. Skoro Trump nałożył na Iran sankcje wbrew stanowisku Unii Europejskiej może to oznaczać pogorszenie współpracy nawet w ramach Sojuszu Północnoatlantyckiego. Donald Trump nie jest doświadczonym politykiem, prezydentem - jest doświadczonym biznesmenem i wydaje mu się, że tak jak w biznesie można „przycisnąć” konkurenta podobnie można uczynić w polityce, jednak tutaj nie ma tak prostych mechanizmów.

Dziękuję za rozmowę.