Denerwujemy się na Bronisława Komorowskiego, bo podpisał konwencję antyprzemocową. Oburzenie jest zrozumiałe, bo prezydent jawnie sprzeciwił się wierze katolickiej. Niestety, większość Polaków ma to w nosie – zdanie Episkopatu jest istotne dla niewielkiej już tylko części społeczeństwa. Tak samo, jak w sprawie in vitro – choć jasno nauczał tu sam święty Jan Paweł II, to sondaże pokazują, że w społeczeństwie przyzwolenie dla tej procedury jest duże.

W tej sytuacji nie możemy być zaskoczeni decyzją Bronisława Komorowskiego. Środowisko Platformy Obywatelskiej to nie środowisko ludzi, którzy gotowi są iść pod prąd współczesnej liberalnej cywilizacji. W kwestiach światopoglądowych są niestety gorliwymi propagatorami demokracji: skoro Polacy popierają in vitro, będą je mieć. Skoro popierają konwencję (choć jej nie znają, oczywiście!) – będą ją mieć. I jestem przekonany, że oprócz relatywnie niewielkiej grupy osób poważnie traktujących nauczanie Kościoła nikt nie będzie miał o to do Platformy pretensji.

Przecież tak samo jest na Zachodzie – powiedzą. I będą mieć rację, bo Zachód – jak trafnie przypomniał o tym niedawno Roberto de Mattei – nienawidzi sam siebie, to znaczy nienawidzi tego wszystkiego, co jest rzeczywiście zachodnie. Ekstrapolując pojęcie hermeneutyki zerwania na politykę można powiedzieć, że właśnie z nią mamy dziś w Europie do czynienia. Rewolucja francuska wszystko przewartościowała i by sprzeciwić się nowemu porządkowi trzeba dziś ogromnej politycznej odwagi.

Należy jednak wyraźnie podkreślić: to można zrobić. Nie jest tak, że Zachód odwróci się od Polski, jeżeli wzgardzimy liberalnymi antywartościami i powrócimy do naszych korzeni. Polska jest zbyt ważnym krajem, by ktoś mógł się na to zdecydować. Niemcy chcą sprzedawać nam swoje towary – i będą to robić niezależnie od tego, czy będziemy wprowadzać liberalną wizję świata, czy nie. Arabia Saudyjska w majestacie prawa ścina homoseksualistów, ale Stany Zjednoczone traktują ją nadal jako swojego sojusznika. Po prostu potrzebują Rijadu.

Zachód potrzebuje też Polski – tego możemy być pewni. Jedynym wrogiem, jakiego musimy się obawiać, jest wróg wewnętrzny – ludzie, którzy autentycznie gardzą nauczaniem Kościoła świętego.  A tych nie brakuje zwłaszcza w mediach, których nazw nie ma potrzeby tu przytaczać. Potrzebujemy polityków, którzy będą mieć odwagę narazić się tym środowiskom i postawić tamę liberalnej rewolucji, więcej – przeprowadzić katolicką kontrrewolucję i śmiało odrzucić fałszywe herezje współczesności.

Możemy tego dokonać –jesteśmy Polakami, narodem, który zawsze bronił Europy przed barbarzyńskimi hordami. Raz byli to Turcy, innym razem Sowieci. Dziś to świeccy liberałowie, których inwazja jest tym groźniejsza od minionych, że tak słabo widoczna. Krew leje się już nie na ulicach, a tylko w łonach matek mordujących swoje dzieci.

Jesteśmy Polakami – i możemy dokonać kontrrewolucji. Więcej nawet – musimy to zrobić, bo w przeciwnym razie na zawsze stracimy naszą Ojczyznę. Dziś Polska umiera od ciosów, jakie zadają jej nasze władze odcinając ją od Tradycji.

Nie możemy na to pozwolić – wieczna hańba nam wszystkim, jeśli pozwolimy.

Paweł Chmielewski