To zatem mówię i zaklinam [was] w Panu, abyście już nie postępowali tak, jak postępują poganie, z ich próżnym myśleniem, umysłem pogrążeni w mroku, obcy dla życia Bożego, na skutek tkwiącej w nich niewiedzy, na skutek zatwardziałości serca. Oni to doprowadziwszy siebie do nieczułości [sumienia], oddali się rozpuście, popełniając zachłannie wszelkiego rodzaju grzechy nieczyste. (Ef 4,17–19)

Święty Paweł opisuje tutaj wielkie nieszczęście pogan. Ich tragedią jest brak światła. Niebezpieczeństwem naszych czasów jest bez wątpienia niedocenianie tragizmu tej sytuacji. Wobec dzisiejszego rozwoju ateizmu trochę może przyzwyczailiśmy się do tego, że są ludzie, którzy Boga nie znają i nie czczą. Miłość do wszystkich ludzi każe nam ich kochać i szanować ich poglądy, każe nam dostrzegać wiele wartości w ich myśleniu, ideałach i postępowaniu. Jest to z pewnością słuszne. Strzeżmy się jednak przed utratą wrażliwości na to, co jest najgłębszą tragedią człowieka. Niezależnie od tego, w jakim stopniu ateizm jest subiektywnie zawiniony czy niezawiniony, obiektywnie jest on wielkim nieszczęściem i można nawet powiedzieć – potwornością. Czy nie jest rzeczą wstrząsającą, że istota rozumna, która poznaje cały otaczający ją świat, nie zna swojego Stwórcy? To, że rozwijając się wszechstronnie w różnych dziedzinach wiedzy, umysł ludzki nie jest zdolny dostrzec Tego, który wszystko stworzył? Nauka, która przecież tak bardzo rozszerzyła widnokrąg poznawczy człowieka, odsłoniła przed nim wspaniałości dzieła Bożego w stopniu, o jakim nie marzyli nawet nasi poprzednicy. Dzieło stworzenia przedstawia się nam dzisiaj bez porównania bardziej zachwycająco niż poprzednim pokoleniom. Normalnym byłoby więc, żeby z tej ziemi wznosiła się coraz potężniejsza pieśń chwały i jak starożytni w swe hymny uwielbienia wplatali ziemię, góry, morza, słońce, gwiazdy, zwierzęta i ptaki, tak dzisiejsi ludzie powinni uwielbiać Stwórcę, wspominając te cuda struktury materii i różnych form energii, które odkryła dzisiejsza nauka. Tymczasem, odkrywając coraz głębsze tajniki stworzenia, człowiek zapomniał o tym, że są one dziełem Boga, i zamiast uwielbiać Stwórcę zwrócił się ku samouwielbieniu, jakby odkrywane przez niego prawa natury były jego dziełem. Tak doszło do tego – że jak to określał pewien hitlerowski autor – znamieniem postępu jest fakt, że kominy fabryk strzelają w górę wyżej od wież kościelnych, a huk maszyn zagłusza dźwięk organów.

Tragedia to tym większa, że człowiek jest przecież stworzony na obraz i podobieństwo Boga, ma za cel Jego poznanie i bliskie z Nim obcowanie w miłości. Innego celu istnienia człowiek nie ma i nie może sobie stworzyć. Przy całej miłości dla niewierzących i przy całym szacunku dla nich, nie traćmy poczucia rzeczywistości, nie przyjmujmy z rezygnacją największej tragedii współczesnego człowieka. Za frazesami o miłości i szacunku kryje się często po prostu nasza własna oziębłość i jakaś przerażająca obojętność na prawdziwe dobro bliźniego i na zagrożenie jego zbawienia. Nie nazywajmy tego miłością ani szacunkiem, choć oczywiście wolność drugiego w wyznawaniu takiego czy innego światopoglądu trzeba zawsze uszanować. Wrażliwość nasza niech zawsze większa od tej, którą wyraził z taką prostotą i siłą Izajasz Prorok:

Niebiosa słuchajcie! Ziemio nadstaw uszu! – bo Jahwe przemawia (...) Wół rozpoznaje swego pana i osioł żłób swego gospodarza, Izrael na niczym się nie zna, lud mój niczego nie rozumie (Iz 1,2–3).

Człowiek bowiem nie może stać w miejscu. Jest w jego naturze dynamizm dążenia i czynu, który sprawia, że jest w ruchu, idzie, a skoro idzie, musi zdążać ku czemuś. W życiu każdego z konieczności wpisanej w jego naturę jest cel, ku któremu Zmierza, i jest droga, którą podąża. Nie może istnieć życie ludzkie bez tych dwóch rzeczy, bo nie istnieje jego statyczna wersja. Jeżeli zaś te dwie rzeczy: cel i samo aktywne dążenie muszą zawsze być obecne, to niezbędna jest także trzecia rzecz, a mianowicie światło. Ono wskaże cel, do którego osoba ma dążyć, ono też pozwoli znaleźć drogę, którą będzie szła, aby nie zbłądziła. Dlatego taką straszną tragedią jest pozbawienie człowieka światła, dlatego taką straszliwą odpowiedzialność dźwigają zarówno ci, którzy je otrzymali, jak i ci, którzy go nie przekazali dalej, ale zatrzymali. Wszystko, co ma do czynienia ze światłem służącym oświeceniu ludzkiej drogi do Boga, należy do spraw najważniejszych.

Święty Paweł patrzy na pogaństwo jako na przerażające, obiektywne zło, nie zatrzymując się na tym, jaka subiektywna wina z powodu tkwienia w tym stanie obciąża poszczególnych pogan. Ich tragedią jest brak światła. Mają umysł pogrążony jest w mroku oraz na skutek tkwiącej w nich niewiedzy, na skutek zatwardziałości ich serca obcy są względem życia Bożego... Ten mrok i ta pustka w duszach sprawiają, że w swym życiu kierują się próżnymi myślami. Wymyślają różne doktryny i różne poglądy, które są tylko próżnością, ale intelekt ich, pogrążony w mroku, niezdolny jest do znalezienia prawdy. Według Apostoła, jak czytamy zarówno tu, jak i w Liście do Rzymian (zob. Rz 1,18–22) brak poznania prawdziwego Boga z konieczności prowadzi do zaciemnienia umysłu i jakby rozproszenia się jego wewnętrznej energii na próżne myśli i ziejące pustką zasady życia, słowem do faktycznego nihilizmu, ukrywanego na różne sposoby, przez różne, nieraz może nawet efektowne, ideologie. W gruncie rzeczy jest jednak zawsze to samo: evanuerunt in cogitationibus suis et obscuratum est insipiens cor eorum (Rz 1,21 [Wlg]).

Tak jak Liście do Rzymian Apostoł wiąże życie moralne bezpośrednio z poznaniem Boga. Jego nieznajomość prowadzi do katastrofalnych skutków w tym zakresie. Jednakowoż w obu listach ten brak jest przedstawiony jako w pewien sposób zawiniony:

Albowiem gniew Boży ujawnia się z nieba na wszelką bezbożność i nieprawość tych ludzi, którzy przez nieprawość nakładają prawdziwe kajdany. To bowiem co o Bogu poznać można jawne jest wśród nich, gdyż Bóg im to ujawnił. Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty, wiekuista Jego potęga i bóstwo stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, tak, że od winy wymówić się nie mogą. Ponieważ choć Boga poznali, nie oddali Mu jako Bogu czci, ani Mu nie dziękowali, lecz znikczemnieli w swoich myślach i zaćmione zostało bezrozumne ich serce (Rz 1,18–21).

W naszym tekście ta myśl jest zaznaczona mniej wyraźnie, ale też jest obecna, gdyż Apostoł mówi, te ta niewiedza jest skutkiem zatwardziałości serca (sclerocardia).

Na dalszym etapie ten stan nieznajomości Boga, pustki wewnętrznej, twardości serca, prowadzi do znieczulicy sumienia. Następnie człowiek zamknięty od góry, na Boga, a przez to niezdolny do życia duchowego, traci wszelką moralną odporność i musi runąć w stronę ciała. Tylko życie duchowe może wznieść człowieka ponad cielesność i utrzymać w szachu żądze ciała. Dlatego mówi św. Paweł do Rzymian: Jeśli duchem sprawy ciała umartwicie, żyć będziecie (Rz 8,23). Dlatego też tym, którzy się poświęcają Bogu w celibacie, wpaja się tę zasadę: „Pamiętajcie, że tylko dzięki intensywnemu życiu duchowemu możecie być wierni waszym zobowiązaniom. Jeżeli nie utrzymacie i nie rozwiniecie tej gorliwości, nie będziecie w stanie wytrwać w waszym zobowiązaniu do celibatu”.

Poganie więc z powodu nieznajomości Boga i płynącego z niego nihilizmu ideologicznego oraz moralnego, doprowadzili się do znieczulicy sumienia, której bezpośrednim skutkiem był upadek w najstraszniejsze rozprzężenie obyczajów:

Oni to, doprowadziwszy się do nieczułości [sumienia] oddali się rozpuście, popełniając zachłannie wszelkiego rodzaju grzechy nieczyste.

Fragment książki „Komentarz do Listu do Efezjan”

Piotr Rostworowski OSB / EC – benedyktyn, pierwszy polski przeor odnowionego w 1939 roku klasztoru w Tyńcu. Więzień za czasów PRL-u. Kameduła – przeor eremów w Polsce, Włoszech i Kolumbii. W ostatnim okresie życia rekluz oddany całkowitej samotności przed Bogiem. Zmarł w 1999 roku i został pochowany w eremie kamedulskim we Frascati koło Rzymu. “Był zawsze bliski mojemu sercu” – napisał po Jego śmierci Ojciec Święty Jan Paweł II. Autor licznych publikacji z dziedziny duchowości i życia wewnętrznego.