W obszernym tekście Martyny Bielskiej i Łukasza Cieśli na portalu Onet możemy zapoznać się z wieloma przykładami omijania sankcji nałożonych przez Unię Europejską na Rosję i Białoruś. Dziennikarze Onetu rozmawiali na ten temat z celnikami, ale też kierowcami przewożącymi towaru do Rosji i na Białoruś.

W teorii UE wprowadziła surowe sankcje na Rosję i Białoruś za wojnę w Ukrainie. W praktyce są zrobione pod publiczkę. Wystarczy, że kierowca z Rosji lub Białorusi pokaże papier, że zakazany towar wiezie na wschód na podstawie kontraktu zawartego przed dniem wprowadzenia sankcji. Wtedy żadne zakazy nie działają — powiedział Onetowi pracownik jednej z agencji celnych.

Sankcje na Białoruś zostały wprowadzone m.in. za udostępnienie Rosji białoruskich lotnisk i baz wojskowych, z których Rosjanie dokonują ataków na terytorium Ukrainy.

Zakazy dotyczą m.in. elektroniki, drewna, oprogramowania.

Jeśli chodzi i Rosję zakazy dotyczą „eksportu i importu m.in. stali, wyrobów ze szkła, pojazdów o wartości większej niż 50 tys. euro z wyłączeniem karetek pogotowia, części zamiennych. Nie można także wozić tam kawioru, koni, trufli, alkoholi, cygar, perfum, odzieży, elektroniki, sprzętu sportowego” - czzytamy.

Jeden z kierowców, Władymir, śmieje się i mówi:

Do Rosji części towarów nie wolno wozić, a do Kazachstanu wolno.

Z kolei zakazane towary z Rosji na zachód jadą przez Białoruś i Litwę, „bo Białorusini mają nie wpuszczać przez Polskę” - dodaje.

My pampersy wozimy gotowe z Rosji do Polski, do tej samej polskiej firmy importowej — dodane inny kierowca.

Jeszcze inny mówi, że przywozi on towary z Rosji do Gdańska, gdzie „dostają pieczątkę, że to polski wyrób”.

Podobnych przykładów w tekście jest całe mnóstwo.

Z pełną treścią artykułu można zapoznać się TUTAJ.

 

mp/onet.pl