Pomimo nacisków ze strony Niemiec, Francji i Komisji Europejskiej stanowisko Polski jest jasne i niezmienne: Polska nie będzie przyjmować nielegalnych imigrantów a bezpieczeństwo Polaków jest najważniejsze. Zapytany w radiowej Trójce o możliwość przyjęcia choćby kilku uchodźców dla świętego spokoju, minister Waszczykowski zadeklarował, że jest gotów przyjąć tych czterech z Rimini. Nie dopowiedział tylko, że ich przyjęcie mogłoby nastąpić w ramach ekstradycji, celem odbycia wyroków w więzieniu o zaostrzonym rygorze za napaść na polskich turystów we Włoszech.

W środę, Trybunał Sprawiedliwości Unii europejskiej oddalił skargi Słowacji i Węgier w sprawie decyzji, dotyczącej obowiązkowej relokacji uchodźców z obozów w Grecji i Włoszech. Reakcja na takie stanowisko państw składających skargi była natychmiastowa: zarówno Bratysława jak i Budapeszt nie zmieniają swoich stanowisk i nie zamierzają przyjmować uchodźców. Premier Orban powiedział wprost, że obok walki prawnej z decyzją Komisji Europejskiej, zamierza rozpocząć również walkę polityczną,  żeby wykazać wreszcie instytucjom unijnym, że ich decyzje były nie tylko złe ale niemożliwe do zrealizowania. „Nigdy nie przyłożę ręki do tego, by Węgry stały się państwem imigracyjnym”- oświadczył wprost Viktor Orban. Okazuje się, że Polska nie jest wcale osamotniona w swoim stanowisku w sprawie uchodźców.

Dla Komisji Europejskiej nie ma znaczenia, że właściwie żaden z krajów Unii nie realizuje procedury relokacyjnej i nie wypełnia ustaleń z 2015 r., stwarzając jedynie pozory takich działań. Ze 160 tys. osób, których miała dotyczyć relokacja, przyjętych zostało zaledwie 10%. W Portugalii, która przyjęła około tysiąca imigrantów, do dziś pozostało zaledwie sześciuset. Do Austrii przybyło tylko 50 imigrantów.  Słowacja przyjęła 16 osób i póki co nie zamierza przyjmować nikogo więcej. Jednak unijni politycy nie dają za wygraną i straszą Polskę, Czechy i Węgry wyciągnięciem konsekwencji prawnych i finansowych. Chcą uruchomić proicedury w oparciu o artykuł 7 traktatu, który teoretycznie mógłby umożliwić nałożenie sankcji finansowych na krnąbrne kraje i odebranie im prawa głosu na europejskim forum. Nikt jednak głośno nie wspomina, że do wdrożenia takich rozwiązań niezbędna jest jednomyślność wszystkich członków EU. Próba ukarania Polski, Czech, Węgier i Słowacji może stanąć w gardle brukselskim oficjelom i spowodować więcej problemów im niż nam. 

Urzędnicy i instytucje unijne stoją twardo na gruncie prawa, zwłaszcza gdy sprawy dotyczą naszego kraju albo uchodźców. Prawo przestaje obowiązywać, gdy w grę wchodzą niemieckie stocznie, berlińskie linie lotnicze, francuski deficyt budżetowy, czy podstawy prawne, na bazie których Angela Merkel zaprosiła do Europy bliskowschodnich i afrykańskich imigrantów. Tu czujność jurydyczna została skutecznie stępiona. Nikt nie próbuje nawet kontrolować napływających codziennie przybyszów, weryfikować ich tożsamości, przestrzegać prawa imigracyjnego, prawa obywateli i podatników do bezpieczeństwa, spokoju publicznego i zachowania własności nieruchomości, po które coraz śmielej sięgają władze w Berlinie, nie radzące sobie z plagą najeźdźców. Imigranci stawiający stopę na europejskim lądzie automatycznie nabywają tutejsze prawa, prawa niemal do wszystkiego: do zasiłków, do posiłków, do darmowych domów i mieszkań, do małżeństw z nieletnimi, do wielożeństwa, do kradzieży, napaści na mieszkańców, do gwałcenia i molestowania Europejek, do bezkarności.

Unia Europejska przestaje być organizacją opartą na przepisach a zaczyna być organizacją rozbójniczą, w której silniejsi chcą narzucać wolę słabszym, funkcjonować ich kosztem, czerpać z nich korzyści i na nich zrzucać wszelkie problemy. Wydaje się, że Francja, Niemcy, Włochy, Belgia, Holandia chcą skorzystać ze swoich doświadczeń z XIX wieku i utworzyć Europie Środkowo-Wschodniej swoje kolonie, żeby nie musieć eksportować zbyt daleko odpadów atomowych z niszczejących elektrowni, śmieci, produktów niskiej jakości oferowanych w marketach, ale też agresywnych, nieprzydatnych przybyszów, których nie będzie można wykorzystać do pracy w fabrykach albo to utworzenia islamskiej legii cudzoziemskiej na terenie Unii Europejskiej.

Na ironię zakrawa fakt, że Niemcy, które za przyczyną Angeli Merkel są głównym winowajcą kryzysu imigracyjnego w Europie, chcą pobierać od krajów unijnych po 250 tys. euro za każdego nieprzyjętego cudzoziemca. Bo życie ludzie ma przecież swoją cenę. Gdy jednak Polska upomina się o reparacje i odszkodowania za zamordowanych podczas II Wojny Światowej, liczonych w miliony polskich obywateli, okazuje się, że nikt nikomu nie powinien za nic płacić. I nie rozmawiajmy nawet na ten temat, bo nie wypada. 

Paweł Cybula