Jeśli zawetowane przez prezydenta Dudę dwie ustawy, mające zreformować sądownictwo, prowokują kanclerz Angelę Merkel do zajęcia po raz pierwszy bezpośredniego stanowiska w kwestii praworządności w naszym kraju, to przygotowywana przez Prawo i Sprawiedliwość ustawa dekoncentrująca media w Polsce, z pewnością wywoła histerię w Berlinie i Brukseli. Najwięcej do stracenia będą miały podmioty niemieckie. I nie chodzi tu li tylko o wymiar ekonomiczny, ale głównie o utrzymanie wpływu na polskie społeczeństwo.

Podczas gdy media społecznościowe przykuwają większą uwagę młodych ludzi, to najbardziej istotne treści, z politycznego, społecznego i kulturowego punktu widzenia, kreowane są w dużych redakcjach prasowych i telewizyjnych. Przekazy medialne mają fundamentalny wpływ na świadomość społeczną w każdym nowoczesnym państwie. To z wiadomości telewizyjnych, informacji prasowych, newsów internetowych całą swoją wiedzę o świecie czerpie przeciętny Europejczyk. Część „papierowych” tytułów zmienia się w wersje online, powstają też zupełnie nowe projekty informacyjne, oparte wyłącznie o internet. W każdym z tych rozwiązań kluczem do sukcesu jest skuteczny zespół redakcyjny. Funkcjonujący w mediach społecznościowych dziennikarze, publicyści, blogerzy, i specjalnie wydelegowani fachowcy od PR, podchwytują poszczególne informacje, fragmenty analiz, główne przekazy dnia czy tygodnia, i przerabiając twórczo, dystrybuują je w uproszczonej wersji wśród młodszych lub mniej wyrobionych odbiorców. To jednak redakcje tradycyjnych mediów, czy też redakcje w tradycyjnym tego słowa rozumieniu, nadają ton poważnym dyskusjom i dostarczają pożywki intelektualnej social mediom.

Jeśli przyjrzymy się zespołom redakcyjnym w mediach funkcjonujących w Polsce, to bardzo szybko przekonamy się, że potężne obszary rynku zajęte są przez podmioty zagraniczne, podmioty powiązane z obcym kapitałem, albo takie, dla których pojęcie polskiej racji stanu jest nie tyle określeniem obojętnym, co wręcz wstydliwym, niestosownym, kojarzącym się niezbyt przyjemnie. Duże redakcje, obsadzone zdolnymi, doświadczonymi dziennikarzami, kosztują niemało. Niemiecki biznes od początku lat 90-tych inwestował intensywnie na polskim rynku, mogąc przy tym liczyć nie tylko na pomoc swojego rządu, ale na wymierne korzyści i ułatwienia ze strony naszych władz. W cieplarnianych warunkach, bez konkurencji ze strony polskich przedsiębiorców, którym nieustannie brakowało gotówki, zbudowanie monopolu prasowego było niezwykle proste. Dziś, pomimo realnych ograniczeń na własnym rynku, niemieckim władzom i wydawcom bardzo trudno będzie się przyznać do tego, że osiągnęli w Polsce pozycję, której nie pozwoliliby osiągnąć w swoim kraju żadnemu zagranicznemu wydwcy.

"W kapitalizmie zasada walki z monopolami jest zupełnie naturalna, są specjalne urzędy, które temu służą, żeby takie monopole rozbijać i żeby była większa konkurencja - to też dotyczy mediów, zwłaszcza mediów prasowych, regionalnych i lokalnych"- trafnie zauważył wiceminister Jarosław Selin, odpowiedzialny za przygotowanie projektu ustawy dotyczącej dekoncentracji struktur właścicielskich w mediach. Ustawa ma zostać skierowana pod obrady Sejmu wczesną jesienią tego roku.

Znana jest historia polskiego wydawnictwa, które w połowie lat dwutysięcznych postanowiło wejść na niemiecki rynek prasy z magazynem sportowym, i pomimo sprzedawanych 100 tys. egzemplarzy każdego niemal wydania, przez 9 lat nie udało mu się pozyskać ani jednego, dużego reklamodawcy. Szef wydawnictwa miał usłyszeć od niemieckich wydawców, że Polak może sobie publikować niszową prasę hobbystyczną, a nie robić poważny biznes w mediach. Kłopoty na rynku niemieckim miał również kapitał zachodni: amerykański potentat Rupert Murdoch stracił 1,3 miliarda euro próbując wykupić płatną telewizję, a gdy brytyjsko-amerykańska grupa inwestorów kupiła udziały w Berliner Zeitung, niemieckie elity intelektualne, politycy i dziennikarze wpadli histerię twierdząc, że wpływanie na poglądy niemieckiego społeczeństwa przez kogoś z zagranicy jest niedopuszczalne.

W Polsce zagraniczny kapitał kontroluje około 76% rynku prasy. Podobnie jest na rynku radiowym, gdzie właścicielem radia RMF FM jest wydawnictwo Bauer, a Radia Zet - Groupe Lagardere. Nie przeszkadzało to jednak wydawanemu przez szwajcarsko-niemiecki koncern Nesweek’owi napisać, że nowa ustawa dekoncentracyjna stworzy sytuację „trochę jak w putinowskiej Rosji, trochę jak we Francji 30 lat temu” i z pewnością będzie naruszać „podstawową zasadę Unii Europejskiej- swobodną wymianę kapitału.”

Redaktor naczelny Newsweka i wybitny fachowiec od mediów, red. Tomasz Lis, nie polecił jednak wyjaśnić na swoich łamach, jak to jest, że we Francji i Niemczech obowiązuje prawo, które nie narusza zasady swobody przepływu kapitału, ale biada temu, kto się odważy, żeby na te rynki medialne spróbuje wejść.

Paweł Cybula

Źródła: Wolnosc24, Newsweek