Teza brzmi następująco: „Kasta” miała przygotowany plan anarchizacji sądownictwa, ale wyrok TSUE go spalił. Jeśli coś brzydko pachnie albo nie daje mi spokoju, to wracam do tematu, nie przejmując się różnorodnością „felietonowego przekazu”. Wczoraj popełniłem tekst o bandytyzmie prawnym i w całej rozciągłości podtrzymuję zawartą w nim diagnozę, ale ten przypadek mówi nam o czymś jeszcze i to coś jest znacznie ważniejsze od „popisu” Juszczyszyna - pisze bloger Matka Kurka na portalu kontrowersje.net

Zanim TSUE wydał wyrok w sprawie pytań prejudycjalnych jednej Izby Sądu Najwyższego, o czym warto przypominać, zaangażowani „obrońcy konstytucji” obwieszali w Internecie, że dojdzie do rewolucji. Nie trzeba snuć teorii spiskowych, taki Matczak na przykład pisał wprost i to wielokrotnie, co więcej podkreślał na czym ta rewolucja miała polegać. Plan był prosty, sędziowie nominowani przez KRS, w świetle oczekiwanego wyroku TSUE podważającego legalność KRS i nowych Izb Sądu Najwyższego, mieli być uznani za „nielegalnych”. W konsekwencji wszystkie orzeczenia tych sędziów byłby podstawą do uznania postępowań za nieważne. Biorąc pod uwagę, że takich sędziów jest w Polsce około 600, co może nie jest imponującą liczbą przy 10 000 sędziów w ogóle, ale wystarczającą, żeby zrobić „rewolucję”. Wystarczy 600 sędziów pomnożyć przez przyznane im sprawy i wtedy wyjdzie nam kilka tysięcy postępowań.

Przy takich liczbach z powodzeniem da się przeprowadzić „rewolucję”, o ile rewolucja ma polegać na paraliżu i anarchizacji sądów. Jak wspominałem Matczak i jego koledzy, którzy mieli przeprowadzać „eksperyment naukowy” na mojej Córce, prócz zapowiedzi „rewolucji”, dokładnie opisali w jaki sposób należy operację przeprowadzić. Pomysł był prosty, żeby nie powiedzieć prostacki i sprowadzał się dokładnie do tego, co zrobił „sędzia” Juszczyszyn w Olsztynie i tak dochodzimy do sedna „rewolucji”. Plany leżały w szufladzie, od wielu miesięcy wodzowie „rewolucji” wrzucali w przestrzeń publiczną bojowe hasła, zaangażowani sędziowie „Otua”, z których większość ma postępowania dyscyplinarne, zacierali ręce. Wreszcie przyszedł długo oczekiwany dzień, w którym TSUE ogłosił wyrok, ale nie taki, jak się spodziewali rewolucjoniści. Oczekiwania były jasno sformułowane, TSEU miał uznać, że powołanie KRS i nowych Izb Sądu Najwyższego łamie prawo unijne i należy polskie ustawy poprawić, a być może powołać nowe organy na nowych zasadach, choć to było już bardzo optymistyczne oczekiwanie.

 

Stało się zupełnie inaczej, wręcz przeciwnie do oczekiwań „rewolucjonistów” i wtedy nastąpiło załamanie planu, a po nim rozpaczliwa próba naciągania wyroku pod wcześniejsze oczekiwania. Kilka dni wszelkiej maści „eksperci” próbowali nadać sentencji wyroku TSUE, takie właściwości, które korelowałby z oczekiwaniami „najwyższej kasty”. Ta operacja również się nie udała, głównie dlatego, że przeciętny Kowalski z Nowakiem dostaje odruchu wymiotnego, gdy po raz 1000 słyszy o sędziowskich i konstytucyjnych problemach. Wiadomo jak to jest z zawiedzionymi oczekiwaniami, jedni popadają w depresję inni się frustrują, a jednostki pomimo odwołania „rewolucji” samotnie biegną na barykadę. Łącząc te wszystkie klocki w jedną całość, widzimy coś więcej niż incydent w Olsztynie, widzimy zgon zapowiadanej „rewolucji” poprzedzony próbą wskrzeszenia.

 

Naturalnie nie wiem ile było w działaniu Juszczyszyna prywatnej inicjatywy, ile namowy i obietnic sławy, przyszłych awansów i cokołów, ze strony generałów „rewolucji”, w każdym razie fakt pozostaje faktem. „Sędzia” z Olsztyna jako jedyny zrealizował założenie rewolucyjne i to miało dać impuls dla mediów i „środowiska”. Media impulsów nie potrzebują i same zaczęły grzać temat, środowisko też się przyłączyło, ale bardzo ostrożnie. Proszę zwrócić uwagę, że żaden Tuleya, Żurek, czy Frąckiewicz nie odważyli się powtórzyć „wyczynu” Juszczyszyna. Brutalnie pisząc wypuszczono leszcza na głęboką wodę, aby sprawdzić, co się stanie. Widzieliśmy co się stało, leszcz poszedł na dno, parę dni nad jego bohaterstwem pochlipano, ale chętnych do naśladowania nie ma. Tym samym „rewolucja” zaliczyła spektakularny zgon i to zanim się narodziła, a próba wskrzeszenia przybrała formę tragifarsy.

Matka Kurka/kontrowersje.net