Władimir Władimirowicz, już po raz 15-ty, wystąpił dzisiaj [tj. 20 lutego – red.] z przesłaniem do narodu rosyjskiego, przemawiając przed Zgromadzeniem Federalnym. W tym roku jego wystąpienie było mniej technicznie zaawansowane niźli w ubiegłym, kiedy zgromadzeni rosyjscy notable mogli oglądać animacje ukazujące to w jaki sposób rosyjskie rakiety dosięgają Florydy. Teraz tego nie było. Oczywiście na dwóch wielkich ekranach wyświetlano różne wykresy i zdjęcia, ale nie było animacji, filmów, technicznego show. Mimo, że rosyjski prezydent sporo mówił o konieczności wkroczenia rosyjskiej gospodarki w rewolucję przemysłową, kładł nacisk na rozwój rosyjskiej nauki, badań kosmicznych, sztucznej inteligencji, najbardziej zaawansowanych technologii, to samo wystąpienie, patrząc na to z tego punktu widzenia było dość staroświeckie. Tylko on, publiczność i od czasu do czasu wyświetlane przezrocza.

Jeszcze przed wystąpieniem Putina rosyjscy publicyści spekulowali, że w tym roku będzie ono w większym stopniu poświęcone kwestiom polityki wewnętrznej, że uwaga rosyjskiego prezydenta bardziej skoncentrowana będzie na kwestiach gospodarczych, a przede wszystkim społecznych. I nie pomylili się, tak było w istocie. Spodziewano się, że w przemówieniu znajdą się jakieś uwagi, czy może choćby tylko sugestie dotyczące trwającym rozmowom z Białorusią, czy dyskutowanemu w Rosji dość intensywnie problemowi transferu władzy po zakończeniu tej kadencji głowy państwa, a może problemom reformy konstytucji, o czym niedawno mówili publicznie tak wpływowi rosyjscy politycy jak Wołodin, kierujący pracami Dumy. Te dwie sprawy łączą się zresztą, bo jedna z popularnych w Rosji teorii głosi, że połknięcie Białorusi musi oznaczać reformę konstytucji i stworzenie specjalnego, nowego stanowiska, dla Putina, który miałby zostać kimś na miarę Deng Xiaopinga, czyli innymi słowy, ojcem narodu. Tych, którzy na to czekali spotkał zawód, bo o Białorusi Putin powiedział tylko jedno zdanie („będziemy pogłębiać integrację”), a o reformie konstytucji nawet jednego słowa. Obserwatorzy zwrócili też uwagę, że po raz pierwszy od 2013 roku nawet jednego słowa nie powiedział o Ukrainie. Co oczywiście nie oznacza, że nic w tych kwestiach nie będzie się działo. Po prostu władza najwyraźniej uznała, że w tym roku trzeba mówić o czymś innym.

Gdyby chcieć określić jednym zdaniem wystąpienie rosyjskiego prezydenta, to należałoby powiedzieć, że miało ona na celu ogłoszenie szeregu nowych programów socjalnych i generalnie pokazanie prospołecznej twarzy rosyjskiej władzy. Putin zapowiedział szereg nowych udogodnień mających w założeniu wspierać rodzinę – większe dopłaty do kredytów hipotecznych, powiększenie ulg podatkowych, premię za 3 dziecko w wysokości 1 mln rubli, wzrost zasiłków opiekuńczych. Wszystkie te kroki uzasadniał koniecznością przeciwdziałaniu dramatycznie pogarszającym się w Rosji wskaźnikom demograficznym, choć internauci skomentowali to w ten sposób, że większość tych pieniędzy powędruje do muzułmańskich republik kaukaskich, bo w rdzennej Rosji tylko 6 % rodzin ma trójkę i więcej dzieci. Putin obiecał też walkę z biedą w Rosji, modernizację służby zdrowia, bardziej ludzkie podejście do emerytów i rencistów, którzy nie tylko będą mieli indeksowane wypłaty wskaźnikiem inflacji, ale również zobowiązał władze do tego aby zadbały o to, żeby uniknąć sytuacji w których niewielki wzrost wypłat w wyniku indeksacji rent pozbawia ich beneficjentów znacznie większej pomocy socjalnej. Ma się zmienić w oświacie (200 tysięcy rosyjskich dzieci nadal uczęszcza do szkół bez kanalizacji), w medycynie, w nauce, w szkolnictwie, w ekologii, gospodarce komunalnej (nierozwiązany w Rosji problem wysypisk śmieci) jednym słowem niemal wszędzie gdzie państwo pełni role usługodawcy. Będzie ono teraz zobowiązane, jak zapewnił rosyjski prezydent do pomagania obywatelom w trudnych chwilach, bo po to istnieje. Urzędnicy mają walczyć z lichwą, mają być zlikwidowane w ciągu najbliższych dwóch lat wszystkie dotychczasowe regulacje dające rozmaitym urzędom prawo do kontrolowania obywateli Federacji Rosyjskiej. Szczególnie dolegliwe jest to w przypadku tych, którzy prowadzą własny biznes. Putin nie zapowiedział całkowitej likwidacji kontroli, ale unieważnienie aktów prawnych takowe umożliwiających. Urzędnicy mają teraz dwa lata, aby napisać wszystkie ustawy i regulacje od nowa, znacznie redukując ich zakres. Jeśli idzie o kwestie działalności gospodarczej, to stwierdził, iż jest rzeczą nienormalną, że 45 % wszystkich przypadków, kiedy przedsiębiorca jest aresztowany i trafia za kraty a z nim często jego współpracownicy, nawet nie znajduje swego finału w sądzie. Bo sprawy okazują się albo spreparowane, albo nie ma tam żadnego przestępstwa, albo nie zdołano zebrać dowodów. A jeszcze gorzej, zdaniem prezydenta Rosji, jeśli przedsiębiorca siedzi w areszcie, jego firma upada a on nawet miesiącami nie jest przesłuchiwany, bo prokuratura przywalona jest liczbą spraw i trzyma takiego delikwenta za kratami „na wszelki wypadek”.

Rosyjscy komentatorzy napisali, że ta część wystąpienia Władimira Putina brzmiała tak, jakby dopiero co wygrał on wybory i teraz formułuje pod adresem swej ekipy przesłanie co należy w najbliższym czasie robić, a przecież wybory były rok temu. To co w takim razie rosyjska władza robiła przez ostatni rok, pytają retorycznie, spała? Inni złośliwcy, zastanawiali się co w takim razie Putin i jego ekipa robili przez ostatnie 20 lat.

Są jednak dwie rzeczy, które trzeba podkreślić. Otóż Putin mówił o wzroście nakładów na cele społeczne. Padały deklaracje idące w dziesiątki, a jeśli wziąć również pod uwagę deklaracje o nakładach na infrastrukturę transportową, to w setki miliardów rubli. Więcej mają wydawać budżety rozmaitego szczebla, od federalnego, po regionalne. A mniej, w związku z obietnicami ulg podatkowych, otrzymają. Inflacja, Putin powiedział o tym wprost kierując swoje słowa do szefowej Banku Rosji siedzącej na sali, ma być niższa niźli w roku ubiegłym. To, że ona wzrośnie, jak oświadczył rosyjski prezydent, było zgodne z przewidywaniami. Działania roku ubiegłego, zmierzające do wzrostu rezerw państwowych i uniezależnienia Rosji od zewnętrznej presji zakończyły się sukcesem. Dzisiaj – powiedział Putin – rezerwy, którymi dysponuje Rosja są większe niźli łączne zobowiązania zagraniczne, zarówno sektora publicznego, jak i prywatnego. A to oznacza, że Twierdza Rosja, jest już zbudowana i blokada kredytowania rosyjskiej gospodarki przez Zachód nie jest już zagrożeniem. Tego rodzaju deklaracje należy uznać za zapowiedź częściowego odejścia od tzw. reguły budżetowej w świetle której wyższe dochody budżetowe przy cenie ropy naftowej utrzymującej się na poziomie 40 dolarów za baryłkę nie trafiały na rynek, tylko powiększały rezerwy. Ta polityka, której skutkiem były spadające 5 rok z rzędu dochody ludności, była krytykowana przez wielu rosyjskich ekonomistów.

Teraz, wygląda na to, że władze będą chciały zwiększyć poziom wydatków społecznych i inwestycji infrastrukturalnych. Ma to niewątpliwie związek z tym, że jesienią tego roku odbędzie się w Rosji kolejna tura wyborów do ciał przedstawicielskich różnych szczebli oraz na gubernatorów niektórych prowincji, w tym tak ważne, jak w Petersburgu. Petersburg jest tradycyjnie dla rosyjskiego obozu władzy terenem najtrudniejszym, nawet gorszym niźli Moskwa, bo nastroje są tam bardziej buntownicze a benefity z kooperacji z władzą mniejsze. Władza od ubiegłego roku intensywnie się do nich przygotowuje, podobnie zresztą jak opozycja. Ten prospołeczny zwrot, związany jest z wynikami wszystkich ostatnich badań rosyjskiej opinii publicznej. Pokazują one nie tylko to, że notowania władzy, a szczególnie Jednej Rosji i rządu dramatycznie spadły, a poprawiły się tych formacji tzw. opozycji systemowej, które opowiadają się za większą równością, czy wręcz egalitaryzmem. W Rosji wyraźnie widać zapotrzebowanie na większą skalę redystrybucji dochodów. Ma to też wymiar polityczny, bo skręt Kremla w tę stronę wiąże nie tylko komunistów i zwolenników Żyrinowskiego, ale otwiera spekulacje, powtarzające się od jakiegoś czasu, że na Kremlu może zapaść decyzja o budowie drugiej, tym razem lewicowej, partii władzy, która w ramach rosyjskiego modelu demokracji miałaby konkurować z Jedną Rosją.

Jeśli w polityce gospodarczej nastąpi poluzowanie, a nie będą temu towarzyszyć zmiany w relacjach międzynarodowych, to niezależnie od dziś stabilnej sytuacji makroekonomicznej Rosja może wejść w okres zawirowań. Wystarczy zachwianie międzynarodowej koniunktury, co może ograniczyć popyt na rosyjskie surowce i działać w charakterze zewnętrznego stresu porównywalnego z działaniem sankcji, które też mają być zaostrzane. Jeśli rozbudzi się oczekiwania społeczne obietnicami wyższych świadczeń, a jednocześnie strumień petrodolarów osłabnie, to niezależnie od poprawiających się ratingów rosyjskiej gospodarki, sytuacja może wyglądać różnie.

Jeśli idzie o kwestie polityki zagranicznej, to tegoroczne wystąpienie Władimira Władimirowicza niczym nie zaskoczyło. Właściwie było dość mdłe. Może prócz kwestii związanych z umierającym właśnie traktatem INF. Odrzucił on amerykańskie oskarżenia wobec Rosji w związku z naruszeniami postanowień umowy. Dodał, że to Stany Zjednoczone już od lat łamały porozumienie.

Stwierdził, że Rosja nie ma zamiaru jako pierwsza instalować pocisków wymierzonych w cele w Europie, ale jak oświadczył, jeżeli takie działania zostaną podjęte to „Rosja zmuszona zostanie do lustrzanej i asymetrycznej odpowiedzi.” Przy czym, jego zdaniem, nie będzie oznaczała ona tylko wzięcie na cel wyrzutni rakiet czy magazynów, ale również nakierowanie rosyjskich pocisków w te ośrodki „gdzie mogą być podejmowane decyzje o ich użyciu”, co zinterpretować można zarówno jako groźbę wobec stolic Europy Zachodniej, jak również celów znajdujących się na terenie Stanów Zjednoczonych.

Marek Budzisz 

salon24.pl