Prawdziwe trzęsienie ziemi wywołała w środowiskach lewicy zaplanowana na dziś inicjatywa „Tęczowe disco pod pałacem”. Wydarzenie to miało być protestem wobec podpisania przez prezydenta Karty Rodziny. Tymczasem stało się polem do kłótni i wzajemnych oskarżeń w środowiskach polskiej lewicy.

Na dzisiejszy wieczór pod Pałacem Prezydenckim zapowiedziano wydarzenie o nazwie „Tęczowe disco pod pałacem”. Przygotowany przez aktywistki LGBT Happening miał być protestem wobec podpisania Karty Rodziny. Nie spodobał się on jednak niektórym politykom opozycji, którzy twierdzą, że akcja może zaszkodzić im w wyborach prezydenckich.

Zdaniem wiceprezydenta Warszawy Pawła Rabieja „Tęczowe disco” jest prowokacją „prawicowych działaczy”:

-„UWAGA! Prawicowi działacze szykują dziś w Warszawie prowokację Tęczowe disco pod pałacem, by skompromitować społeczność LGBT. To prowokacyjna akcja w najgorszym kremlowskim stylu. NIE DAJCIE SIĘ W TO WCIĄGNĄĆ! Powiemy #MamyDość będzie 28 czerwca przy urnach” – napisał polityk.

 

 

 

Jego twierdzenie podważyli jednak Adrian Zandberg i Joanna Scheuring-Wielgus:

-„Nieprawda, wydarzenie organizują dwie aktywistki. @PawelRabiej  wprowadzasz ludzi w błąd” – stwierdziła Scheuring-Wielgus.

-„Politycy Koalicji Obywatelskiej twierdzą, że pokojowa demonstracja przeciw szczuciu na mniejszości to "prowokacja", a dziewczyny, które organizowały Parady Równości, to "prawicowi działacze". Tego jeszcze nie grali. Komuś, jak rozumiem, prawa człowieka nie pasują do fokusów” – napisał z kolei polityk partii Razem.

O tym, że wydarzenie nie jest prowokacją zapewnił też Warszawski Strajk Kobiet:

Tymczasem teorię Rabieja podziela również naczelny „Newsweeka” Tomasz Lis:

„Razem i Zandberg popierają dzisiejsza prowokację pod pałacem. Wiedzą, ze wybory prezydenckie już przegrali, ale zawsze można jeszcze pomoc PIS-owi”.

kak/Twitter