1. Jeszcze w czasie kampanii przed I turą wyborów 5 maja prezydent Komorowski wręcz nie zostawiał suchej nitki na tych kontrkandydatach, którzy proponowali zmiany Konstytucji RP.

Mówił między innymi tak „Konstytucję chcą zmieniać ci, którzy są frustratami politycznymi najczęściej. Bo im się nie udało, przegrali wybory, prezydenckie, parlamentarne, uważają, że jak się zmieni Konstytucję, to będzie szczęście i raj na ziemi. A tu nie w tym problem”.

Już tydzień później 12 maja mówił tak „jutro podpiszę i złożę do laski marszałkowskiej projekt nowelizacji Konstytucji RP likwidujący barierę prawną uniemożliwiającą wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborów do Sejmu”.

Jak zapowiedział tak zrobił, we wtorek podpisał i skierował go natychmiast do Sejmu projekt nowelizacji Konstytucji RP i umożliwiający wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych, jak można się domyślać przygotowany na kolanie i z nikim nie konsultowany.

2. Wczoraj z kolei popisał i wysłał do Senatu postanowienie o zarządzeniu referendum w 3 sprawach: jednomandatowych okręgów wyborczych, finansowania z budżetu partii politycznych i wreszcie spraw podatkowych, a konkretnie rozstrzygania wątpliwości na korzyść podatnika.

Od razu w mediach pojawiły się wypowiedzi znanych konstytucjonalistów (między innym dr Piotrowskiego z UW), że postanowienie o zarządzeniu referendum na temat JOW-ów jest niezgodne z Konstytucją RP i może być podstawą do postawienia prezydenta przed Trybunałem Stanu.

Chodzi o to, że prezydent nie może zarządzać referendum w sprawie jej zmiany lub w sprawach, które nie są z nią niezgodne (w Konstytucji RP zapisane są wybory proporcjonalne do Sejmu).

A więc najpierw Sejm i Senat powinny przeprowadzić zmiany w Konstytucji usuwając z niej zapis o proporcjonalności wyborów do Sejmu (do tego potrzeba większości 2/3 w Sejmie i Senacie) a dopiero później prezydent za pośrednictwem Senatu może się zwrócić z postanowieniem o zarządzeniu referendum w sprawie JOW-ów.

3. Widać więc czarno na białym, że prezydent Komorowski łamie Konstytucję RP zgłaszając do Senatu postanowienie o zarządzeniu referendum ale kto by się tym teraz przejmował, skoro pali się ziemia pod nogami.

Zresztą o pożarze w sztabie wyborczym prezydenta Komorowskiego świadczy także przymuszenie kandydata do spacerów po Warszawie a to w towarzystwie byłego chodziarza Roberta Korzeniowskiego albo wiceministra spraw zagranicznych Rafała Trzaskowskiego.

Odbyły się one zarówno w we wtorek jak i w środę i raczej nie przyniosły one Komorowskiemu dodatkowych wyborców.

Przede wszystkim to jego wychodzenie na ulicę i rozmowy z ludźmi są kompletnie niewiarygodne, ponieważ przez 5 lat prezydent tego nie rozbił, jego prezydentura była zamknięta, a sam Komorowski był szczelnie odgrodzony od zwykłych obywateli.

Skutki tego odgrodzenia widać podczas tych spacerów i rozmów z ludźmi.

Młodemu człowiekowi, który mówił, że jego siostra przez 3 lata po ukończeniu studiów szukała pracy i teraz zarabiając 2 tysiące złotych miesięcznie nawet nie może marzyć o własnym mieszkaniu, prezydent Komorowski radził, żeby jego siostra zmieniła pracę na lepiej płatną, a na mieszkanie powinna wziąć kredyt (nie wyjaśnił tylko czy w złotych czy we frankach).

Z kolei z ojcem, któremu skorumpowani sędziowie uniemożliwiają kontakt z dziećmi w ogóle nie chciał rozmawiać, a towarzyszący mu ochroniarze szybko odgrodzili tego człowieka od Komorowskiego.

Te spacery to więc klasyczne strzały w stopę i coraz wyraźniej na twarzy prezydenta Komorowskiego widać frustrację i wręcz wściekłość.

Zbigniew Kuźmiuk