Kardynał Raymond Leo Burke krytykuje ideę „synodalności” Kościoła. Nawiązał do dość zaskakującej obecności tego określenia w dokumencie po Synodzie o młodzieży, jaki obradował w październiku w Watykanie. Zaskakującej, bo na samym Synodzie… prawie o tym problemie nie mówiono.

To stało się swoistym sloganem, mającym sugerować pewnego rodzaju nowy Kościół – demokratyczny, w którym autorytet rzymskiego Pontifexa został zrelatywizowany i zmniejszony – jeżeli nie zniszczony” - powiedział kardynał w wywiadzie dla kanadyjskiego portalu LifeSiteNews.

To niezwykle typowe dla wielu zjawisk we współczesnym Kościele. Entuzjaści synodalności wciąż o niej mówią, ale trudno znaleźć definicję, co to tak właściwie jest” - dodał amerykański hierarcha.

Kardynał pytany, dlaczego termin „synodalność” znalazł się w dokumencie finalnym Synodu, choć Ojcowie niemal o nim nie rozmawiali, wskazał na szerszy problem.

W ostatnim czasie jest typowe, że Synod Biskupów jest wykorzystywany jako swego rodzaju polityczne narzędzie promowania idei, których nie omawiano na samym synodzie. Nie jest to uczciwe” - stwierdził.

Hierarcha wskazywał też, że instytucję synodów powołano w Kościele do umacniania Magisterium, ale nie do wprowadzania nowej doktryny.

W Kościele łacińskim istniało pojęcie synodu, który obradował na poziomie diecezji, prowincji lub nawet narodu, by odszukać dróg do bardziej efektywnego głoszenia wiary katolickiej i promowania odpowiedniej dyscypliny w Kościele. Tym właśnie jest Synod Biskupów – to definicja. To spotkanie biskupów nakierowane na wsparcie papieża, mające sprawdzić, jak efektywniej nauczać wiary i jak promować bardziej pobożne życie chrześcijańskie w zgodzie z dyscypliną Kościoła. Dziś tymczasem termin synodalność jest najwyraźniej używany po to, by zasugerować, że konferencje biskupów mają jakoby mieć autorytet doktrynalny” - stwierdził amerykański hierarcha.

To chaotyczne i – powiedziałbym – bardzo niebezpieczne. Ludzie, którzy nie rozumieją poprawnie pojęcia synodu, mogliby na przykład pomyśleć, że Kościół katolicki uzyskał swego rodzaju ciało demokratyczne z jakąś nową konstytucją” - wskazał następnie.

Kardynał nie ma wątpliwości, iż w istocie mamy tu do czynienia z „eklezjastyczną dekonstrukcją”, którą niektórzy hierarchowie określają mianem „nowego paradygmatu”. W opinii byłego prefekta Trybunału Sygnatury Apostolskiej, właściwą odpowiedzią na te zjawiska jest potwierdzenie oparcia Kościoła katolickiego na autorytecie Piotra.

Kościół katolicki jest naturalną rzeczywistością łaski, która przychodzi do nas od Naszego Pana, od Niego samego. Tak samo to On ustanowił Kościół – raz i dla wszystkich: jedną wiarę z sakramentami, jedną dyscyplinę, jedną władzę. Trzeba mówić dziś o tych rzeczach bardzo jasno” - wskazał.

Na bardzo poważny problem z „synodalnością” wskazywał ostatnio także biskup pomocniczy kazachskiej Astany, Athanasius Schneider. Jak cytuje portal LifeSiteNews, hierarcha ten stwierdził, iż „synodalność” jest promowana przez niektórych biskupów w celu realizowania ich własnych celów.

Wpychanie tematu synodalności do dokumentu finalnego [Synodu], nie bacząc na autentyczne metody synodalne – bo temat ten nie został wystarczająco omówiony w auli synodalnej i nie było dość czasu na lekturę tekstu finalnego, który wręczono biskupom tylko w języku włoskim – jest przejawem niebywałego klerykalizmu. Tego rodzaju synodalny klerykalizm ma na celu przekształcenie życia Kościoła na modłę świeckiego i protestanckiego parlamentu, z nieustannymi debatami i procesem głosowania nad sprawami, nad którymi głosować nie można” - powiedział biskup Schneider.

hk/LifeSiteNews