Fronda.pl: Wczoraj mieliśmy do czynienia z kolejnymi już protestami w sprawie reformy sądownictwa w Polsce. Dość kiepska frekwencja była zaskoczeniem?

Joanna Lichocka, poseł Prawa i Sprawiedliwości: Nie, w żadnym wypadku. Większość Polaków trzyma za nas kciuki i bardzo chce, abyśmy reformę wymiaru sprawiedliwości dokończyli i zmienili to, co jest dla polskiej demokracji wielkim obciążeniem. Mam tu na myśli, trwające wciąż, postkomunistyczne porządki w systemie sądownictwa. Wczorajsze protesty nie mogły być liczne. Większość ludzi nie odczuwa chęci obrony sędziów powołanych w okresie PRL, sędziów, którzy się nawzajem kryją, czy protestują przeciwko skuteczności Izby Dyscyplinarnej. Organizatorzy tych protestów stoją na przegranej pozycji. Tam są obecne tylko emocje polityczne, antypisowskie, a to bardzo słabe paliwo. Platforma Obywatelska dziś jest formacją z bardzo poważnym problemem wewnętrznym i nie jest pewne, czy w tym kształcie przetrwa w ogóle całą kadencję Sejmu. Polacy zdają sobie z tego sprawę. Tak naprawdę frekwencja mnie nieco zdziwiła – sądziłam, że będzie jeszcze mniejsza

Szczególnie szokująca w trakcie wczorajszych protestów była przemowa sędziego Igora Tulei, który apelował między innymi: „Mówcie swoim dzieciom, że kiedyś były wolne sądy”. Jak Pani zareagowała na te słowa?

Sędzia Tuleya moim zdaniem nie pierwszy już raz dowodzi, że jest w pewien sposób rozchwiany emocjonalnie. To człowiek, który nie kojarzy się z powagą i zrównoważeniem. Jako sędzia swoim postępowaniem i zaangażowaniem politycznym sam siebie dyskwalifikuje, łamiąc otwarcie zasadę bezstronności sędziowskiej i apolityczności. Jego wczorajsze słowa to tylko kolejny dowód na to, że niespecjalnie nadaje się do tego, aby być sędzią.

Choć na protestach nie zabrakło znów aktorów czy polityków, nie pojawił się tak wyczekiwany Donald Tusk. Zamiast tego, jak informował dziennikarz Radia Gdańsk, były premier wolał... podpisywać książkę w Europejskim Centrum Solidarności. O czym to świadczy?

O tym, co zawsze. Donald Tusk tak naprawdę jest mało zainteresowany tym, co dzieje się w Polsce. W tej chwili promuje książkę na której zarabia i interesują go przede wszystkim dobre pieniądze. Udowodnił to już zresztą rezygnując ze stanowiska premiera na rzecz stanowiska, które wyznaczyła mu Angela Merkel. Teraz nie robi nic innego. Oczywiście po jego wypowiedziach publicznych widać, że jest sfrustrowany. Zachowuje się jak zgorzkniały publicysta, który cały czas sączy nienawiść do życia publicznego, ale jego znaczenie jest w tej chwili takie właśnie, jak przebrzmiałego publicysty.

Opozycja i niektórzy sędziowie uruchamiają w kraju „ulicę”, a tymczasem przed dwoma dniami Florian Hassel na łamach „Suddeutsche Zeitung” podkreślał, że konieczna jest zmiana kursu KE wobec Warszawy. Unia Europejska znów będzie w tej kwestii grillować Polskę?

Przede wszystkim uważam, że Unia Europejska ma dość swoich własnych problemów. Po drugie – w obecnej KE mimo różnych wypowiedzi, jest jednak dużo większe zrozumienie dla tego, co robi rząd Mateusza Morawieckiego. Działania totalnej opozycji, które wpisują się w tradycje Targowicy, mają coraz mniejszą skuteczność. Naszym czytelnikom zalecałabym absolutnie pogodny stoicyzm i spokojne skupienie się na zbliżających się świętach Bożego Narodzenia. Telewizyjne stacje komercyjne mają swoją bożonarodzeniową tradycję emitowania filmu „Kevin sam w domu”, a Platforma Obywatelska ma swoją i znów próbuje uruchomić „ulicę i zagranicę”. Nic nowego, sytuacja jak co roku.

Rozmawiał Damian Świerczewski