Biała ciężarówka wjeżdża na promenadę pełną roześmianych ludzi. Chwilę wcześniej - jak podaje dziennik ,,Daily Mail'' - gdy policja zatrzymuje ją do kontroli, kierowca tłumaczy że wiezie lody i że wyrzucą  go z pracy jeśli nie dowiezie ich na czas. Jest późno, godzina 22.30, w Nicei zakończył się właśnie pokaz sztucznych ogni z okazji 227 rocznicy zdobycia Bastylii. Gdy pojazd wyjeżdża na bulwar i taranuje skuter, w jego stronę padają pierwsze strzały, niestety niecelne. Morderca przejeżdża odcinek dwóch kilometrów niezatrzymany, zabija 84 przechodniów a ponad 200 rani. 

W czasie stanu wyjątkowego w kraju, który niedawno tak bardzo ucierpiał w zamachu islamskich terrorystów, który ma jedne z najlepszych służb specjalnych na świecie, taka sytuacja wzbudza grozę. Czy zawiodły siły bezpieczeństwa, bo nie sprawdziły kierowcy, który był już notowany przez policję? Dlaczego ciężarówka, zaparkowana nieopodal bulwaru zamkniętego dla ruchu,  przez kilka godzin nie została skontrolowana?

Fala strachu rośnie a radykalny islam zagarnia coraz większe obszary i zajmuje przestrzeń życia publicznego w Europie, co jest traktowane z pełną akceptacją przez władze. Angela Merkel, admiratorka sprowadzania islamskich uchodźców chowa wstydliwie na konferencji niemiecką flagę; mówi, ze islam należy do Niemiec. François Hollande nie chce wiązać zamachów we Francji z islamem, nie chce być niepoprawny politycznie.  Niestety nie da się zaprzeczyć, że dwa plus dwa równa sie cztery.

W Bonn na ulicach zbiera się grupa rozebranych do pasa, około stu muzułmanów i odprawia taniec wojenny bez żadnych przeszkód, policja nie reaguje. Islamskie modły blokują niemiecki i francuskie ulice w biały dzień, chrześcijanie i ludzie innych wyznań nie mają nic do powiedzenia, choć Francja i Niemcy mają się za kraje religijnie neutralne.  W czasie modłów islamistów nie mogą bić dzwony w chrześcijańskich kościołach. W niemieckich sklepach personel ma zakaz noszenia krzyżyków na szyi, niemieckie dziewczynki najlepiej powinny się schować latem w mysią dziurę i nie nosić zbyt odważnych, lekkich ubrań żeby nie prowokować muzułmanów. W Anglii, gdy chrześcijanie szli z krzyżem przez własne miasto, muzułmanie mówili ,,was już tu nie ma, teraz to nasze miasto, nasze sklepy a wasze córki będą rodzić muzułmańskie dzieci''.  

We Francji i Niemczech, ale też w Wielkiej Brytanii przestrzeń społeczna, z której wypierane są ostentacyjnie symbole chrześcijańskie staje się ziemią niczyją, którą konsekwentnie zawłaszcza i wypełnia islam. Przestrzeń nie znosi próżni, dlatego strefy i obszary zaniedbane przez nas mogą być mgnieniu oka zagarnięte i wzmocnić grupę pretendujących uzurpatorów. Bez walki o prawa do wyznawania religii chrześcijańskiej, bez głośnego NIE wobec drwin z Kościoła Katolickiego  możemy za kilka lat stanąć przed brakiem wyboru i przymusem islamskiego prawa szariatu. Zinstytucjonalizowane wypieranie chrześcijaństwa tworzy jałową przestrzeń dla ekspansywnego islamu. Słowa ministra Mariusza Błaszczaka o pożałowania godnej walce społeczeństwa francuskiego za pomocą kredek w kolorach tęczy są dzisiaj najbardziej trafnym podsumowaniem stanu faktycznego. Strach przed islamem wybił chyba zęby i wyrwał pazury francuskim i niemieckim siłom obronnym, dlatego muzułmanie zagarniają coraz większe obszary miast i panoszą się bezkarnie w metrze, pociągach i na skwerach. Trzynastoletnie  dziewczynki są tam w obliczu prawa żonami swoich czterdziestoletnich lub starszych  mężów i jest to na porządku dziennym.

Kopiowanie stylu myślenia postępowej europejskiej lewicy u nas póki co nie chwyci, ale gdyby jednak stało się inaczej to zamiast wiosny wolności na nowym skwerze Martina Luthera Kinga, może ich spotkać ostra, muzułmańska jesień średniowiecza.

Luiza Dołęgowska