Sytuacja na polsko-białoruskiej granicy robi się coraz poważniejsza. Kolejne prowokacje białoruskich służb wskazują, że reżim Łukaszenki dąży do eskalacji. Kryzys na granicy może więc przerodzić się w konflikt zbrojny? W rozmowie z „Super Expressem” gen. Waldemar Skrzypczak przekonuje, że łukaszystowski reżim jest za słaby, aby użyć broni.

Straż Graniczna informuje o kolejnych prowokacjach na granicy z Białorusią. Białoruscy funkcjonariusze mieli przekazać migrantom gaz łzawiący, którego ci użyli przeciwko polskim służbom. Ostatniej nocy białoruscy żołnierze niszczyli tymczasową zaporę w rejonie miejscowości Czeremcha. Polskich funkcjonariuszy oślepiano wiązkami laserowymi i światłem stroboskopowym. Jednocześnie przy polskiej granicy odbywają się ćwiczenia rosyjsko-białoruskich wojsk.

Czy realne są więc obawy, że dojdzie do wojny? Na to pytanie w rozmowie z „Super Expressem” odpowiedział gen. Waldemar Skrzypczak. Wojskowy wskazuje, że aby doszło do konfliktu zbrojnego, Łukaszenko musiałby mieć pełne poparcie Rosji. Rozpoczęciem konfliktu byłoby użycie broni przez białoruskie służby. Zdaniem gen. Skrzypczaka taki scenariusz jest jednak mało prawdopodobny, bo „Białoruś jest za słaba”.

- „W wypadku wojny bez poparcia Putina to trzy dni i mamy Białoruś”

- podkreśla były dowódca Wojsk Lądowych.

Wskazuje też, że interwencja polskiego wojska mogłaby wywołać na Białorusi powstanie przeciw Łukaszence.

kak/se.pl