Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: Czy sprzyjanie Niemcom w sytuacji, gdy USA są wobec nich w kontrze, może być dla Polski korzystne? Premier Morawiecki mówił po spotkaniu w Berlinie, że Polska ,,może być sojusznikiem Niemiec, Niemcy mogą być sojusznikiem Polski przy zahamowaniu tej spirali wojny handlowej, wzajemnych niechęci..'' Czy możemy być pośrednikiem, koordynatorem w rozgrywce między USA i Niemcami i wygrać cokolwiek?

Dr Jerzy Targalski, politolog, historyk, publicysta: Nie, bo oni nie potrzebują w ogóle takiego pośrednika. To jest chyba jakaś mania wielkości i nietrafiony PR ze strony Polski. Niemcy żadnego pośrednika, a szczególnie w postaci Polski, nie potrzebują i to jest tylko mania wielkości naszego rządu, jeśli tworzy takie enuncjacje.

Po prostu chodzi o to, że Niemcy chcą zlikwidować potencjalnego sojusznika amerykańskiego jakim jest Polska. I jest kwestia wyboru ,,obozu amerykańskiego'' - no ale niestety, my nie potrafimy wybrać sojusznika i pozostać w pozycji pionowej. A należałoby, owszem, wybrać sojusznika amerykańskiego, ale pozostać wciąż w pozycji wyprostowanej, a nie zastanawiać się, przed kim klęczeć.

W związku z tym wybrano wariant wicia się u stóp Niemiec, zamiast wybrać sojusznika amerykańskiego ale w taki sposób, by przed nim nie klękać.

Ale jeśli sojusznik amerykański potraktował nas ustawą 447, która powoduje, że obrazowo mówiąc - zgięliśmy się w pół, więc jak można to ocenić?

Zgięliśmy się w pół? A kto się zgiął, bo ja się nie zginałem, tylko ci, którzy udawali, że nic się nie stało.

Ale to oni reprezentują Polskę.

Więc trzeba ich zapytać. Ja mówię tylko, jak to powinno się odbywać, jak wybrać sojusznika amerykańskiego i wciąż zachować postawę wyprostowaną. Jeżeli jest ACT 447 i oni to uchwalają, to my powinniśmy złożyć odpowiednie oświadczenie, podjąć odpowiednią uchwałę w Sejmie i tak dalej.

Czy nasi decydenci uznali, że zagrożenie rozejdzie się po kościach?

Nie, wszyscy wiedzieli że się nie rozejdzie, ale ponieważ bali się podjąć wyzwanie, to udawali że się rozejdzie i to się oczywiście na razie rozeszło… Na razie, bo w środowisku przemysłu Holokaustu otwarty konflikt nie jest potrzebny, gdyż trwa rozgrywka na Bliskim Wschodzie. A kiedy ona się zakończy i wszystko wróci do normy to ci, którzy udawali będą twierdzili, że myśleli, że wszystko będzie inaczej. A odpowiedzią na atak jest kontratak, a nie padnięcie na kolana i podlizywanie się , albo tłumaczenie, że nie jest się wielbłądem.

Problem polega na tym, że Ameryka nie jest w stanie sama walczyć z Chinami i Unią Europejską jednocześnie. Mamy wojnę handlową amerykańską-chińską i amerykańską-niemiecką, bo tak to trzeba interpretować - i w związku z tym Ameryce jesteśmy potrzebni, ale Ameryka uważa, że nie musi nam nic w zamian dać.

Więc jak powinniśmy pokazać nasze racje?

Trzeba Ameryce uświadomić, że musi coś zaoferować w zamian, bo my sami tego ciężaru nie weźmiemy na swoje barki. A więc nie należy przyłączać się do Niemiec, tylko jasno trzeba przedstawić sytuację Amerykanom… no, chyba że chcą mieć blok kontynentalny, który połączy Niemcy, Rosję i Chiny. W tej chwili Trump ma nadzieję, że zdoła Rosję zneutralizować. Myli się i oczywiście nie zdoła jej zneutralizować, ale trochę czasu to zabierze, i związku z tym mamy pewne negatywne zachowania w stosunku do Polski - myślę o oświadczeniu Bena Hodgesa. Sądzę, że tak naprawdę jest ono wystosowane pod adresem Moskwy.

Donald Trump sonduje, czy dałoby się Moskwę zneutralizować w konflikcie z Chinami. Oczywiście - nie, ale zanim o tym Amerykanie się przekonają, upłynie dużo czasu… Więc sojusz z Amerykanami – tak, ale w postawie wyprostowanej - czyli jasno przedstawić nasze stanowisko i nasze żądania, a nie wybierać klękanie w USA, zamiast klękania przed Angelą Merkel.

Dziękuję za rozmowę.