Lider tzw. Komitetu Obrony Demokracji, Mateusz Kijowski od pewnego czasu funkcjonuje w równoległej rzeczywistości.

Kijowskiemu zamarzyło się najprawdopodobniej, że będzie kimś takim jak Lech Wałęsa za czasów "Solidarności", choć czasy nie te, "wróg" nie ten, jedynie może wiarygodność ta sama... Wałęsa dla niektórych posłów Nowoczesnej jest dziś święty, a Mateusz Kijowski... Najwyrażniej się kończy.

"Formuła KOD-u w sposób naturalny wygasa i szuka innej. To widać po wielkości demonstracji. My się zawsze bardzo angażowaliśmy i będziemy wspierać te pomysły, ale ciągle w polityce trzeba szukać: nowych pomysłów, energii"-mówił niedawno w Polsat News Grzegorz Schetyna, który niedawno ramię w ramię z liderem KOD szedł w pierwszym rzędzie na demonstracjach Komitetu. Również Lech Wałęsa, zapewne wielki wzór Kijowskiego, niedawno ogłosił rozwód z KOD i postanowił "ożenić się" z Platformą Obywatelską, aby odsunąć PiS od władzy.

Choć już właściwie sam na placu boju, nieustraszony "ojciec Mateusz" nie poddaje się. Dzielnie biega po mediach i straszy totalitaryzmem, choć jego słowa zupełnie nie znajdują odzwierciedlenia w rzeczywistości.

"Gdy wszystkich nas pozamykają w więzieniach, gdy zamkną wolne media i zabronią mówić, to już będzie za późno. W tej chwili w obozie rządowym przygotowali już sobie wszystkie narzędzia potrzebne do sprawowania władzy totalitarnej. Narzędzia prawne jak ustawy o policji, prokuraturze, służbie cywilnej, mediach, etc. Nie po to przygotowywali sobie wszystkie te narzędzia, aby później ich nie użyć"- żali się Kijowski w rozmowie z portalem wp.pl. Choć ministrowi Błaszczakowi nie ufa, wierzy w profesjonalizm policjantów.

Trzeba przyznać, że Mateusz Kijowski przeżywa prawdziwy dramat. Nie dość, że KOD się rozpada, to lidera uparcie nikt nie chce zamknąć w więzeniu za działalność opozycyjną...

ajk/wp.pl, Fronda.pl