Czy katolicy w Stanach Zjednoczonych odsuną Donalda Trumpa od Kapitolu, na tym miejscu obsadzając Hillary Clinton? Jest bardzo prawdopodobne, że ich głos będzie miał kluczowe znaczenie. Wśród katolików Trump darzony jest dość powszechnie niechęcią - a katolicy w USA to ogromna, 75-milionowa grupa ludzi. Spośród nich tylko 32 proc. chce zagłosować na Trumpa, a 55 proc. na Clinton.

 

Wybór ten, nawet jeżeli z polskiej perspektywy w kontekście rosyjskiego zagrożenia może uchodzić za dobry, to z perspektywy amerykańskiej jest zaskakujący. Hillary Clinton nie ukrywa swoich skrajnie lewackich poglądów. Bardzo aktywnie wspiera ideologię gender, LGBT, a przede wszystkim jest wielką orędowniczką masowej aborcji, wskutek której giną w USA setki tysięcy dzieci rocznie.
Na tej podstawie można wnioskować, że dla znaczącej części amerykańskich katolików te sprawy mają po prostu marginalne znaczenie. Z drugiej strony mogą też nie wierzyć, by Donald Trump chciał cokolwiek tu zmienić - choć deklaruje się jako przeciwnik aborcji, to jego chrześcijańskość jest jednak nader wątpliwa.

Nie bez znaczenia pozostaje też głośna utarczka z papieżem Franciszkiem. Ojciec Święty uznał swego czasu, że kandydat chcący budować "mury zamiast mostów" nie jest chrześcijaninem; w ten sposób papież odniósł się do planów Trumpa zagrodzenia granicy z Meksykiem.

bbb/Fronda.pl