Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: Sejm i Senat na ostatnim, specjalnym posiedzeniu w tym roku uchwaliły nowelizację ustawy, dzięki której nie będzie w 2019 roku drastycznego wzrostu opłat za energię. Na czym polega problem tak radykalnej podwyżki, która nam zagroziła?

Aleksander Bobko, senator (PiS): Ostatnie posiedzenie parlamentu i podpisanie nowelizacji ustawy przez prezydenta nastąpiło w związku z widmem podwyżek cen energii dla Polaków. Już około trzy miesiące temu w sposób drastyczny zostały podniesione ceny za prawa do emisji CO2, co wprowadziło rząd w pewną konsternację. To zrozumiałe, że każda nowa, a tym bardziej tak radykalna podwyżka cen energii jest zawsze czymś dotkliwym, dlatego rząd pracował nad znalezieniem racjonalnego rozwiązania. I znalazł je - kosztem obniżenia akcyzy, czyli poprzez rezygnację z wpływów podatkowych, które są nałożone na ceny energii. Tym instrumentem sprawił, że w przeciągu roku ceny energii dla odbiorców nie powinny wzrosnąć.

Najważniejszy cel został osiągnięty, więc na razie możemy spać spokojnie, choć na pewno legislacyjnie nie było to łatwe w tak krótkim czasie?

Działania na rzecz utrzymania dotychczasowych cen to dość skomplikowany proces, ale z punktu widzenia obywatela to w zasadzie powinno być niezauważalne. Na pewno w konsekwencji będą mniejsze wpływy do budżetu państwa - minister Krzysztof Tchórzewski mówił, że będzie to około 9 miliardów złotych, tyle wyniesie koszt całej tej operacji.

Jaka jest główna przyczyna wzrostu ceny, która i tak będzie zapłacona - na razie z budżetu?

To jest element długiego procesu, bo dzisiaj obowiązują nas pewne zobowiązania związane z ochroną środowiska, a to kosztuje - stąd ceny energii w Europie są wyższe niż gdzie indziej, bo większą uwagę przywiązujemy do ochrony środowiska. No i oczywiście można się zastanawiać i przerzucać odpowiedzialność i dociekać, kto za to odpowiada, jednak oczekiwałbym - choć to jest może trochę idealistyczne oczekiwanie - że jeśli idzie o cenę energii w Polsce, to wszyscy jesteśmy tym zainteresowani. Ta kwestia powinna być ponad sporem politycznym, bo przecież opozycji też chyba zależy na tym, by ceny energii nie rosły.

A jednak wykorzystuje to jako argument przeciwko rządowi.

No więc my z kolei odbijamy piłeczkę, że od ośmiu lat jest zła polityka. Jednak w tym klimacie świąteczno-noworocznym namawiałbym do tego, aby się dzisiaj już nie kłócić i stwierdzić, że co było - to było, i tego się nie odwróci. Zastanówmy się więc wspólnie co zrobić, żeby ustabilizować ceny energii w Polsce na najbliższy rok i na kolejne lata, i na tym bym się skoncentrował. Dobrym prognostykiem na pewno jest to, że ustawa przeszła w parlamencie prawie jednomyślnie.

Mimo to przypuszczam, że nie zabraknie tematów zapalnych ze strony opozycji już w styczniu 2019.

Tak, na pewno będziemy mieć wysoką dynamikę - będą wybory jedne po drugich, i pojawią się tematy, które mogą nas dzielić.

Czy cały proces związany z tzw. uprawnieniami do emisji CO2, których cena wzrosła nagle (w ciągu jednego roku) z 7 euro do 25 € za tonę nie jest jakąś spekulacyjną grą, która zmusza nas do ponoszenia realnych kosztów w ramach teorii ,,globalnego ocieplenia''? Wielu światłych ludzi wypowiada się, że jest to czysto spekulacyjny wymysł wpierany przez instytucje typu ONZ i UE z Niemcami na czele, które chcą przymuszać całe społeczeństwa do płacenia wymyślonych pod tę teorię podatków - czyli de facto wyzyskiwać nas coraz bardziej?

Owszem, rodzą się takiej podejrzenia, natomiast nie czuje się zbyt kompetentny, żeby się na ten temat wypowiadać. Jedno co widzę to to, że najwięksi specjaliści od klimatu nie są w stanie za bardzo przewidzieć, jaka będzie pogoda za tydzień, natomiast bardzo chętnie wypowiadają się o tym, jaki klimat będzie za kilkadziesiąt lat, co wzbudza pewien sceptycyzm. O klimacie niewiele wiemy nawet dzisiaj, choć już teraz płacimy na to konkretne pieniądze. Owszem, powinniśmy dbać, by za bardzo nie zatruwać środowiska - to jest rzecz oczywista jako element cywilizacji i kultury, w której żyjemy.

Tym razem koszty operacji handlowania prawami do emisji pokryje budżet państwa. Tylko czy w ogóle powinniśmy się godzić na taki dyktat?

Jest coś, co rodzi pewne podejrzenia w stosunku do Unii - chodzi o to, że podniesienie tak radykalne tych cen w momencie, w którym w Polsce rozpoczyna się intensywna kampania wyborcza, daje do myślenia. Zresztą tak jak i werdykt Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, tego ,,obiektywnego i apolitycznego trybunału'' który wydaje orzeczenie na temat artykułu 7 na kilka godzin przed końcem kampanii samorządowej. Takie sygnały są zastanawiające. Uważam, że bez względu na wszystko powinniśmy robić swoje i nadmiernie się nie obrażać, ale starać się w tej sytuacji jakoś znaleźć i robić co się da - na rzecz rozwoju gospodarki i zwiększenia dobrobytu w Polsce.

Czyli postępować zgodnie z przysłowiem o karawanie, która jedzie dalej niezrażona jazgotem?

Owszem, ta formuła jest tutaj do zastosowania. Trzeba cierpliwie robić swoje, a czasem nawet ,,nie zauważać'', że ktoś nam próbuje dokuczyć.

Dziękuję za rozmowę