Represjonowany niedawno przez reżim Łukaszenki działacz Związku Polaków na Białorusi Andrzej Pisalnik wraz z rodziną uciekł z Białorusi. Dramatyczną relację, w której opisuje swoją ucieczkę, działacz opublikował na portalu znadniemna.pl.

14 kwietnia działający w Związku Polaków na Białorusi Andrzej Pisalnik stawił się na wezwanie w prokuraturze w Grodnie. W ocenie prokuratury popełnił on przestępstwo mówiąc publicznie o sytuacji Polaków na Białorusi. Chodziło o relacjonowanie przez Pisalnika kampanii propagandowej, którą przeciwko polskim obywatelom prowadzi reżim Łukaszenki.

Dzień po przesłuchaniu Pisalnika w jego mieszkaniu pojawiła się grupa osób w kominiarkach, która zabrała go wraz z żoną na przesłuchanie do Komitetu Śledczego w Mińsku. W mieszkaniu zostawiono samego 11. letniego syna działacza.

- „W Komitecie Śledczym zostaliśmy z żoną przesłuchani w charakterze świadków w ramach sprawy karnej, wszczętej przeciwko naszym kolegom ze Związku Polaków na Białorusi. Spędziliśmy na przesłuchaniu cały dzień. Śledczy wyraźnie dawali do zrozumienia, że jeszcze się z nimi spotkamy i już niekoniecznie będziemy mieli status świadków”

- opisuje Pisalnik.

- „Kiedy okazaliśmy się na wolności – postanowiliśmy, że nie powinniśmy pozwolić na to, żeby zostać kolejnymi zakładnikami reżimu Łukaszenki”

- dodaje, wyjaśniając swoją decyzję o opuszczeniu Białorusi. Wskazuje przy tym, że kierował się również dobrem swojego syna.

Represje wobec polskiej mniejszości na Białorusi zaczęły się w marcu „polowaniem na polskie szkoły”. Prokuratura w całym kraju przeszukiwała placówki, w których nauczany jest język polski. Rekwirowano podręczniki, sprawdzano nauczycieli. 9 marca zatrzymano dyrektorkę Polskiej Szkoły w Brześciu Annę Paniszewą. 23 marca milicja zatrzymała szefową Związku Polaków na Białorusi Andżelikę Borys. Dzień później zatrzymani zostali kolejni polscy działacze: Andrzej Poczobut, Irena Biernacka i Mara Tiszkowska.

kak/PAP, wPolityce.pl, znadniemna.pl