Mariusz Paszko, portal Fronda.pl: Jak Pan Poseł ocenia wciągnięcie na listy Platformy Obywatelskiej Romana Giertycha i Michała Kołodziejczaka? Czy to pewna forma desperacji czy też stałego hodowania przez to ugrupowanie chuliganów i awanturników politycznych?

Ryszard Czarnecki, eurodeputowany Prawa i Sprawiedliwości: Określiłbym to jako przykład polityki bejsbolowej, gdzie lider formacji potrzebuje ludzi z bejsbolem, którzy będą mogli bez żadnych zahamowań uderzać w lidera Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego i PiS. Tacy pałkarze, jak Kołodziejczak będą nawet z takiej roli zadowoleni i będą ją odgrywali z zaangażowaniem. Tusk potrzebuje takiego politycznego hunwejbinizmu i ludzi, którzy mogą atakować brutalnie poza przyjętymi standardami walki politycznej, tak jak to robił kiedyś na przykład Janusz Palikot. I uwaga! Tusk robi to przy pełnej świadomości, że politycznie to może jest to dobre na krótką metę, bo zaatakują oni Jarosława Kaczyńskiego, ale dla samej Platformy w dłuższej perspektywie jest to niekorzystne, bo wejście Kołodziejczaka na listy może doprowadzić do sytuacji, w której część elektoratu wiejskiego, który nie chce głosować na PiS zagłosuje na Platformę, ale ten właśnie ułamek procenta może spowodować, że PSL-owi do spółki z Polską 2050 Szymona Hołowni zabraknie trochę do koalicyjnego progu 8 procent i nie wejdą do Sejmu RP.

Jeśli natomiast chodzi o Romana Giertycha, to jest to przecież osoba tak kontrowersyjna dla wielu wyborców opozycji, że przez sam fakt jego pojawienia się na liście, część wyborców może nie pójść na wybory, inna część odejść od PO i przejść do Nowej Lewicy. Sytuacja ta może okazać się w oczywisty sposób niekorzystna dla Platformy. To są więc nie tylko medialne, ale także polityczne strzały w kolano.

Najpierw Donald Tusk proponował debatę z Jarosławem Kaczyńskim, co prezes PiS skomentował, że on może rozmawiać z szefem Tuska, a więc Manfredem Weberem, nie zaś z pracownikiem. Teraz z kolei taką propozycję wysuwa Roman Giertych. Niektórzy internauci komentują to w ten sposób, że obawiają się, czy w obecności policji i służb, które prezesowi Kaczyńskiemu jako wicepremierowi przysługują, Giertych nie zasłabnie jak podczas słynnej próby wejścia do jego domu CBA.

Odpowiem w ten sposób, że czasem żaba chce zasłynąć podstawiając nogę kowalowi. Przy szacunku do każdego człowieka, jest to jednak całkowicie inna kategoria polityków.

Jeśli chodzi o Campus Rafała Trzaskowskiego, to wygląda na to, że wykorzystywana jest jakaś luka, ponieważ jest on organizowany w trakcie kampanii politycznej, ale za pieniądze Fundacja Adenauera, która de facto jest agendą niemieckiego rządu. W tym kontekście pan Radosław Fogiel słusznie zwraca uwagę politykom PO oraz ich tzw. prywatnym mediom, pytając czy zdają sobie sprawę, że finansowanie kampanii politycznej z zagranicy jest w Polsce prawnie zakazane. Jak to można skomentować?

To oczywiste, że politycy PO będą udowadniać, że nie jest to część kampanii wyborczej, ale przecież tam występują politycy tej partii, którzy wprost mówią, żeby nie głosować na PiS. Ponadto poruszają bieżące kwestie polityczne, nawet w kontekście zmiany władzy i tego, „co zrobią, kiedy ona się zmieni”. Odnosząc się natomiast do niemieckiej fundacji warto przypomnieć cytat niemieckiego - też - pisarza Thomasa Manna: „Nie ma nie-polityki. Wszystko jest polityką.“ Jest to więc oczywiste obchodzenie prawa, a może nawet wprost jego łamanie. Oni zarzucają nam, że my łamiemy prawo i prowadzimy kampanię wyborczą mówiąc o programie 800 Plus, ale w tym samym czasie na temat polityki uprawianej podczas tego kampusu milczą i w dodatku robią to za pieniądze niemieckie.

Wieloletni dziennikarz „Gazety Wyborczej” Grzegorz Sroczyński stwierdził w ostatnim czasie, że Donald Tusk „żyje w alternatywnej rzeczywistości” i po tej wypowiedzi został odsunięty od debaty podczas kampusu Trzaskowskiego. Czy to rzeczywiście tak wygląda, czy też – jak uważają niektórzy – Niemcy mają na Tuska takie haki, że on mając i tak wysoką emeryturę, „wypruwa sobie żyły”, żeby te wybory wygrać. O co w tym może chodzić?

Ja mam w tej kwestii zupełnie inne zdanie. Uważam, że Donald Tusk chce wybory wygrać, ale może paradoksalnie nie jest to jego najważniejszym celem. W mojej opinii Tusk nie wierzy w zwycięstwo w tych wyborach. Świadczą o tym jego listy skazane na klęskę, ponieważ na 920 osób jest, jak sam stwierdził ,około 250 debiutantów, a więc prawie 30 procent wszystkich kandydatów. Formacja, która chce przejąć władzę może wystawić kilkadziesiąt nowych osób, ale nie ćwierć tysiąca. Szereg tych nowych kandydatów na listach PO to osoby kontrowersyjne. Bardziej doświadczonych wysyła on do drugiej dziesiątki lub - jak w przypadku Grzegorza Schetyny - zsyła we Wrocławiu do Senatu. Wyraźnie więc widać, że Tusk gra w co innego. Jemu chodzi o to, żeby mieć klub parlamentarny, w którym – mówiąc obrazowo – „nikt mu nie podskoczy”. Kiedy bierze na listy ludzi spoza PO, których jedynym wyróżnikiem jest antyPiS, to wie, że tak naprawdę ci ludzie nie zakwestionują jego przywództwa nawet po porażce.

Czy należy więc rozumieć, że szykuje tych ludzi pod kolejne wybory, skoro ma świadomość porażki?

To jest bardzo dobre pytanie. Moim zdaniem Tusk gra na to, żeby pomimo przegranych dla niego wyborów doprowadzić do tego, żeby PiS nie miął stabilnej większości parlamentarnej i żeby kolejne wybory odbyły się na przykład w ciągu roku. Tu jednak może się przeliczyć.

Sławomir Sierakowski z kolei w trakcie kampusu Trzaskowskiego stwierdza już nawet otwartym tekstem, że trzeba siać demagogię wśród wyborców, częściowo nawet coś z tego zrealizować, byle tylko wygrać. O czym to świadczy?

To jest właśnie kwintesencja tego, jak PO traktuje wyborców, a więc przedmiotowo, a nie podmiotowo i – co więcej – oni nie cofną się przed niczym. Mówiąc wprost: oni chcą oszukiwać Polaków – co innego mówią przed wyborami, a co innego chcą robić po wyborach. Odnosząc to do Prawa i Sprawiedliwości, to pomimo oczywistych grzechów i błędów, które miały miejsce, jednak to, co rząd założył prawie bez wyjątków realizował.

Dla opozycji ważna jest jedynie wygrana, żeby mieć władzę, a nie realizacja programu pro-obywatelskiego, którego zwyczajnie nie mają.

Jeśli chodzi o referendum, to pani Małgorzata Kidawa-Błońska stwierdziła, że przecież wszyscy odpowiedzą 4 razy „tak”. Czy to świadczy o alternatywnej rzeczywistości, czy raczej niestety o rzeczywistym programie politycznym Platformy Obywatelskiej? Czego ponadto mogła się przestraszyć PO zdając sobie sprawę, że prawie nieosiągalny konstytucyjny próg referendalny 50 procent może jednak zostać przekroczony?

Polacy rzeczywiście mogą pokazać, że chcą referendum, a pani Kidawa-Błońska była po prostu szczera i powiedziała to, co wyraża program jej partii. Moim zdaniem powiedziała to, co większość głównych polityków Platformy myśli. Jeśli bowiem mówi, że w sprawach tak fundamentalnych chcą odpowiedzieć na „tak”, to jest to wyraźny sprzeciw wobec woli społeczeństwa, które nie chce nielegalnych imigrantów, nie chce kolejnej dzikiej reprywatyzacji i bezzasadnego wyprzedawania majątku narodowego i tak dalej. Politycy PO, jak widać, jednak tego chcą.

Pan Minister Mariusz Błaszczak ujawnił list obecnego rzecznika PO Jana Grabca z czasów, kiedy był on starostą legionowskim do ówczesnego szefa MON Bogdana Klicha. Wtedy Grabiec pisał o szkodliwości likwidacji przez rząd PO-PSL 1 Warszawskiej Dywizji Zmechanizowanej im. Tadeusza Kościuszki. Jak więc obecnie ten sam pan Grabiec może publicznie próbować wmawiać Polakom, że takie fakty nie miały miejsca?

To kompromitacja Platformy Obywatelskiej, której polityk w telewizji Polsat kłamał, że nie było decyzji dotyczących likwidacji tych jednostek. To jest – tak bym to określił – schizofrenia polityczna, ponieważ kiedy ktoś był starostą to zdawał sobie sprawę z tych zagrożeń, ale już jako polityk opozycyjnej PO rzekomo nic o tym nie wie i de facto tej polityki rozbrajania Polski broni. To pokazuje, że oni kłamią jak najęci. Oni kłamią i wiedzą, że kłamią. To nie jest kwestia tego, że ktoś tam o czymś zapomniał.
To też pokazuje ich „poziom”. Mało kto tak ostatnio oskarżył rząd Platformy/PSL, jak właśnie rzecznik PO Grabiec tym swoim listem sprzed lat. Można by nawet przy tej okazji skrót PO rozwinąć jako „Partia Obłudy”.

Uprzejmie dziękuję Panu Posłowi za rozmowę.