Fronda.pl: Mundialowy mecz z Argentyną kosztował nas wszystkich bardzo wiele emocji. Była to jednak zwycięska przegrana i po raz pierwszy od 36 lat polska reprezentacja awansowała na mistrzostwach świata z grupy do dalszej fazy rozgrywek. Jak pan ocenia i ten sukces, i wczorajsze spotkanie?

Jerzy Engel (selekcjoner reprezentacji Polski w latach 2000-02, którą poprowadził na mistrzostwach świata 2002): Sukces oceniam na pewno bardzo pozytywnie. Zrobiliśmy kolejny mały kroczek do przodu jeśli chodzi o wyniki reprezentacji Polski na mundialach. Dzięki temu w kolejnych mistrzostwach wyjście z grupy na mundialu będzie stanowiło już raczej cel minimalny, bo obecna kadra udowodniła, że jest on jak najbardziej do wykonania. Jeszcze jakiś czas temu wydawało się, że już sam awans na mundial stanowi realizację celu przez polską reprezentację. Teraz ten cel siłą rzeczy przesunie się trochę wyżej. I pod tym względem niewątpliwie należy ocenić to pozytywnie. W swoich trzech grupowych meczach w Katarze reprezentanci Polski zdobyli 4 punkty i to właśnie pozwoliło im awansować do następnej fazy mundialowych rozgrywek. Nie sposób nie ocenić tego pozytywnie.

Wszyscy cieszymy się bardzo tym awansem. Jednak trudno tak do końca abstrahować od tego, jak wyglądało to spotkanie. Do 20-25 min. pomimo dominacji Argentyny Polakom udawało się mimo wszystko trzymać rywali we w miarę bezpiecznej odległości od naszej bramki i wyglądało to naprawdę całkiem przyzwoicie. Potem było już znacznie gorzej, a druga połowa to już totalna dominacja Argentyny.  Rywale oddali w tym meczu aż 13 celnych strzałów na naszą bramkę podczas, gdy my nie odpowiedzieliśmy na to choćby jednym strzałem. Jeśli chodzi o celne podania to przewaga Argentyńczyków była tu przygniatająca i wynosiła 814 do 261. Czy tego rodzaju dysproporcje oddają rzeczywistą przepaść jaka dzieli nas obecnie od czołowych reprezentacji świata? Przypomnijmy jednak, że jeszcze ubiegłego lata na mistrzostwach Europy podczas meczu z co najmniej równie silną jak Argentyna Hiszpanią, polskiej reprezentacji pod wodzą Paulo Sousy udało się nie tylko zremisować 1:1, ale i nawiązać walkę z tym topowym zespołem. A i w eliminacjach do mundialu w starciach z czwartą siłą poprzedniego mundialu a zarazem wicemistrzami Europy -  Anglią też zagraliśmy na zupełnie innym poziomie. Czyżby więc światowa czołówka tak bardzo nam odjechała w ostatnich kilkunastu miesiącach?

Nie, myślę że tutaj zaważyła jednak przede wszystkim pragmatyka. Polski selekcjoner Czesław Michniewicz po prostu za wszelką cenę chciał nie przegrać tego meczu. A jeśli już miałby go przegrać to nie w wyższych rozmiarach niż 0:2. Tak się złożyło, że mieliśmy wczoraj wiele szczęścia i w ostatecznym rozrachunku ta porażka 0:2 dała nam upragniony awans, bo jak się okazało Meksykanie nie potrafili wygrać z Arabią Saudyjską wyżej niż 2:1. Natomiast obraz tego wczorajszego meczu Polski z Argentyną na pewno nie jest kompletnym obrazem stanu polskiej piłki nożnej. Czasami jest tak w trakcie meczu, że całym zespołem trzeba się bronić, bo przeciwnik po prostu okazuje się być zdecydowanie lepszy na boisku. My przyjęliśmy wczoraj wariant, że będziemy się przeciwko Argentynie bronić przez całe 90 minut, a nawet i dłużej, w zależności od tego, ile minut sędzia doliczy do czasu gry. I w efekcie, mimo że przegraliśmy, to jednak zdało to egzamin.

Padają i takie stwierdzenia, że Argentyńczycy od pewnego momentu, gdy prowadzili 2:0 nie chcieli nas już dobijać, bo gdyby im na tym zależało to ten mecz skończyłby się ich zwycięstwem w znacznie wyższych rozmiarach. Czy uważa pan, że to uprawnione twierdzenia?

Uważam że nie są uprawnione. Gdyby Argentyńczycy rzeczywiście mogli, to by strzelili tyle, ile by mogli. Twierdzę, że 2:0 to było po prostu to, na co było ich tego dnia stać. Na pewno chcieli tych bramek zdobyć więcej, ale fantastycznie bronił bramkarz polskiej reprezentacji Wojciech Szczęsny, pokazując po raz kolejny na tym mundialu światową klasę. Należy też podkreślić dużą waleczność naszej formacji obronnej, ale również niestety zupełną nieumiejętność odnalezienia się w tej sytuacji przez nasze formacje pomocy i ataku. W związku z tym mecz ten wyglądał tak, jak wyglądał. A jednak sukces wieńczy dzieło i tym sukcesem jest nasze wyjście z grupy.

Wojciech Szczęsny zapisuje wspaniałą kartę na tym mundialu. Obronił już dwa rzuty karne w fantastycznym stylu, czym powtarza wyczyn Jana Tomaszewskiego z 1974 roku. Czy polski golkiper Juventusu Turyn to pana zdaniem nasz najlepszy piłkarz na tym turnieju, a zarazem najlepszy bramkarz na tych mistrzostwach?

Nie ulega dla mnie wątpliwości, że do tego momentu Wojciech Szczęsny jest zdecydowanie naszym najlepszym piłkarzem na tych mistrzostwach świata. Uważam, że na chwilę obecną Szczęsny jest również najlepszym bramkarzem na całym mundialu. Pamiętajmy jednak, że ten turniej jeszcze będzie trwał i że przed nami jeszcze wiele meczów katarskiego mundialu. Jeśli polska reprezentacja nadal będzie w tych mistrzostwach grać w następnych fazach rozgrywek to niewątpliwie Wojciech Szczęsny dalej będzie punktował w tej klasyfikacji na najlepszego golkipera mundialu. Natomiast gdyby w meczu z Francją Polacy nie zaliczyli udanego występu i odpadliby z turnieju to niewątpliwie wzrastają wówczas szanse bramkarzy, których drużyny dojdą do najlepszej czwórki mundialu, chociaż i w tym przypadku Szczęsny na pewno będzie w czołówce tego typu klasyfikacji.

Holenderski arbiter Danny Makkelie na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy w ważnych meczach o punkty popełnił co najmniej dwie ważne pomyłki wypaczające końcowe wyniki spotkań. W półfinałowym spotkaniu Mistrzostw Europy pomiędzy Anglią i Danią podyktował niezwykle kontrowersyjny rzut karny dla Anglików, a w eliminacyjnym starciu Portugalczyków z Serbami nie uznał prawidłowego gola dla reprezentacji Portugalii za co zresztą później przepraszał publicznie ten zespół. Czy wczoraj polscy reprezentanci również mogli czuć się skrzywdzeni przez tego arbitra, gdy podyktował on rzut karny przeciwko Biało-Czerwonym?

Oczywiście, Polacy mogli poczuć się oszukani podyktowaniem tego rzutu karnego. Przecież Szczęsny nie sfaulował Messiego. Zgoda polski bramkarz dotknął twarzy Argentyńczyka, ale nie był to jakikolwiek faul, który kwalifikowałby się na podyktowanie rzutu karnego. Poza tym pamiętajmy, że w tamtej sytuacji piłka już dawno znajdowała się poza boiskiem. A więc nie działo się tu absolutnie nic takiego, co wskazywałoby na konieczność podyktowania jedenastki. Jestem zdecydowanie przeciwny dyktowaniu tego rodzaju rzutów karnych. Idąc z duchem gry tego karnego po prostu bym nie dyktował, bo cała sytuacja tego nie wymagała. 

W niedzielę czeka nas najważniejszy od wielu lat mecz polskiej reprezentacji - z Francją w 1/8 finałów mistrzostw świata. Francuzi to obrońcy mundialowego złota z poprzedniego turnieju, dysponują gigantycznym potencjałem, ogromną siłą rażenia w ofensywie i są, w moim przynajmniej przekonaniu, zespołem jeszcze lepszym i jeszcze groźniejszym od Argentyny. Jak muszą zagrać Polacy, by mieć jakiekolwiek szanse powalczenia o swoje marzenia w tym meczu?

Myślę, że z naszych zawodników ta presja wyjścia z grupy już zeszła. I ten pierwszy wielki krok oni już zrobili, wykonali cel przed nimi postawiony. Z pewnością w niedzielę zagrają już bardziej odważnie. Nie wolno się bowiem bać ani przeciwnika, ani też gry w piłkę nożną. Myślę, że w meczu z Francją zagramy już zupełnie inaczej niż we wczorajszym spotkaniu z Argentyną. Jestem przekonany, że w poczynaniach boiskowych polskich piłkarzy będzie obecna zdecydowanie większa odwaga. Pewność siebie naszych piłkarzy na pewno spowoduje, że będziemy groźni dla Francuzów. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że Francja jest poza zasięgiem naszego zespołu. Twierdzę, że na 10 meczów polskiej reprezentacji z Francją 9 z nich zapewne wygraliby Francuzi. Ale ten jeden mogą wygrać Polacy i być może akurat tak się właśnie stanie w najbliższą niedzielę. Jeśli jednak wyjdziemy na boisko tak przerażeni jak w meczu z Argentyną to w pojedynku z Francją zbyt wielkich szans nie będziemy mieli.

Był taki mecz w lutym 2000 roku, kiedy to prowadzona przez pana reprezentacja Polski rozegrała naprawdę znakomite spotkanie przeciwko będącej wówczas mistrzem świata, a kilka miesięcy później również mistrzem Europy, francuskiej ekipie. Francja, w przeciwieństwie choćby do Niemiec czy Anglii jest reprezentacją, która mówiąc kolokwialnie polskiej drużynie zawsze w miarę leżała. Potrafiliśmy wygrywać z nimi ważne mecze, jak choćby pojedynek o brązowy medal na mundialu w Hiszpanii w 1982 roku, pamiętamy też zażarte remisowe boje w eliminacjach do Euro ’96. Czy ta historia wzajemnych spotkań ma jakiekolwiek przełożenie na chwilę obecną czy też liczy się tylko tu i teraz, tych konkretnych reprezentacji w tych konkretnych układach personalnych?

Historia i statystyki są oczywiście ważne, natomiast liczy się tylko tu i teraz. Oni nie mają już Zinedine Zidane i innych wybitnych francuskich piłkarzy, którzy byli wówczas gwiazdami światowego futbolu. Mają za to obecnie innych fantastycznych graczy z Kylianem Mbappe na czele. W związku z tym Polacy muszą się przygotować do zupełnie nowych wyzwań i zupełnie innego zespołu rywali. Jestem przekonany, że my też mamy dobrych zawodników i jeśli przyjmiemy taki wariant gry, który pozwoli uwypuklić najlepsze strony takich piłkarzy, jak Robert Lewandowski, Piotr Zieliński czy Arkadiusz Milik - to będzie szansa na to, że w meczu z Francją będziemy w stanie coś zrobić.

20 lat temu przed rozpoczęciem mundialu w Japonii i Korei Południowej potrafił pan trafnie przewidzieć dokładny wynik sensacyjnego zwycięstwa 1:0 odniesionego w meczu otwarcia tamtego turnieju przez reprezentację Senegalu nad broniącymi wówczas tytułu mistrza świata Francuzami. Czy i Polacy mogą odegrać rolę tamtego Senegalu w niedzielnym spotkaniu z Francją i czy Francuzów może nieco zgubić poczucie wygrania tego meczu jeszcze przed jego rozpoczęciem?

Wie pan, jest nam obecnie dość trudno cokolwiek powiedzieć na ten temat, bo nie jesteśmy najzwyczajniej w świecie w środku tej drużyny. Nie jesteśmy w tej szatni, nie wiemy, jaka jest atmosfera wewnątrz tej ekipy i jakie jest podejście konkretnych zawodników. Nie znamy też założeń taktycznych, jakie szykuje polski selekcjoner Czesław Michniewicz. Osobiście zawsze jestem zdania, że zwycięskiego składu się nie zmienia. A jednak trener naszej reprezentacji go zmienił. Zastanawiam się więc oczywiście, co Michniewicz może zmienić również w następnym spotkaniu, bo proszę zwrócić uwagę, że właściwie każdy kolejny mecz gramy w innym zestawieniu personalnym. Dlatego gdyby to ode mnie zależało nastawiłbym polskich reprezentantów na równorzędną walkę z Francuzami. Na to, żeby nie pękać i nie bać się tego, że Francuzi posiadają oczywiste atuty w postaci taki znakomitych graczy, jak: Mbappe, Griezmann czy Giroud.

My też mamy swoje atuty i dlatego trzeba uwypuklać to, co jest najlepsze w zespole. A prawda jest taka, że to nie linia defensywna jest naszą najsilniejszą formacją. Dlatego też bronimy się całym zespołem. I nie wolno skupiać naszej gry na obronie. Powinniśmy oprzeć grę naszej kadry na tym, co mamy najlepszego. A najsilniejszym ogniwem naszej reprezentacji jest niewątpliwie Robert Lewandowski, a także wspomniani Piotr Zieliński i Arkadiusz Milik. I to właśnie o tych piłkarzy polska reprezentacja powinna oprzeć swoją grę. Jednak żeby było to możliwe musielibyśmy całkowicie zmienić styl gry, jaki prezentujemy na tych mistrzostwach.

W mediach społecznościowych furorę robi anegdota serwowana przez dziennikarza Mateusza Borka, w której opowiada on, jak przed wspomnianym już meczem Polski z Francją w 2000 roku podczas chwilowej pana nieobecności w szatni naszego zespołu, pański asystent Dariusz Śledziewski nakreślił przed polskimi graczami obraz Francji jako zespołu kompletnie dla nas nieosiągalnego, z piłkarzami, do których nawet nie warto zbliżać się na boisku, bo grozi to wyłącznie ośmieszeniem. Na co miał pan wejść do szatni i rozpocząć swą przemowę od słów: „Panowie, Francja - to jest przeszłość”. Czy rzeczywiście taka sytuacja miała miejsce, polscy reprezentanci przeszli przed tamtym meczem dwie diametralnie odmienne odprawy, a pan postawił wówczas na podkreślenie wartości swojego zespołu i odbrązowanie pomnikowych postaci, które tworzyły zdecydowanie najlepszą wówczas na świecie drużynę, jaką byli Francuzi?

Oczywiście, bo tak naprawdę to jest właśnie najważniejsze, żeby jako trener wierzyć w swój zespół i pokazywać mu tę swoją w niego wiarę. Również sam zespół musi mocno wierzyć w swoją wartość. Jednak żeby było to możliwe potrzebny jest selekcjoner, który natchnie prowadzoną przez siebie drużynę właśnie tą wiarą w jej możliwości oraz w to, że może ona zwyciężać. Jeśli będziemy eksponować wyłącznie wartość naszych rywali, choćby nawet był to najlepszy zespół na świecie, to raczej nic z tego nie wyjdzie. Zwykle przed meczem  przeprowadza się dwie odprawy. Jedna skupia się na tym, by pokazać to co przeciwnik ma najlepszego oraz wskazać właściwe środki do zneutralizowania tych atutów. Natomiast w drugiej odprawie główny akcent powinien zostać położony na słabych stronach rywali oraz sposobach wykorzystania tychże słabszych elementów w ich grze. Przed meczem z zespołem tak znakomitym, jak reprezentacja Francji, zdecydowanie trzeba wyeksponować wszystkie wady tego zespołu, które mogą nam pomóc w znalezieniu sposobu na pokonanie go. Myślę, że tak to powinno być zrobione.

Kto Pana zdaniem jest w tej chwili głównym faworytem do końcowego zwycięstwa na mundialu?

Fantastycznie zaprezentowali się jak dotychczas Anglicy. Ze znakomitej strony pokazali się również broniący tytułu mistrzów świata - Francuzi. Tyle, że są to na razie wyłącznie pojedyncze mecze. Dlatego ja na chwilę obecną nie mam jakiegoś jednego zdecydowanego faworyta do końcowego zwycięstwa w tym turnieju. Może się też okazać, że w całej stawce namiesza jeszcze choćby któryś z zespołów z Czarnego Lądu. Naprawdę bardzo różnie może się to wszystko jeszcze poukładać, bo te mistrzostwa świata są niesłychanie wyrównane. Nie ma tu jakichś wielkich dysproporcji pomiędzy poszczególnymi zespołami, jak to bywało nieraz w poprzednich mundialowych imprezach. Dlatego, póki co, nie mogę wskazać jakiegoś głównego faworyta.

Bardzo dziękuję za rozmowę.