To się stało kilka dni temu. Gdzieś, nie ważne gdzie, podeszła do mnie kobieta. Zaczęliśmy rozmawiać: o prof. Chazanie, o aborcji o tym, jak podchodzą do niej ludzie. W jej oczach pojawiły się łzy.

- To dla mnie osobista sprawa – powiedziała. I zaczęła opowiadać, taką zwyczajną historię osoby, która nie miała mieszkania, obawiała się, nie wiedziała... A potem była aborcja, która wbrew temu, co opowiadają feministki czy zwolennicy rzekomego wyboru wcale nie była rozwiązaniem, końcem problemów, a stała się początkiem wielkiego cierpienia.

Cierpienia matki, która nie zobaczyła swojego dziecka, kobiety, która świadoma jest i w zasadzie od początku była, co zrobiła, co z nią zrobiono. - Spowiadałam się, szukałam, wiem, że wszyscy mi przebaczyli. Ale ja sama nie mogę sobie przebaczyć – dodała.

Te słowa robią, szczególnie na mężczyźnie, ogromne wrażenie. Teologia jest jasna, spowiedź odpuszcza grzech. Każdy! Bóg wybacza. Tyle, że ta oczywista prawda nie jest łatwa do przyswojenia, gdy cała nasza istota, cała istota kobiecości sprzeciwia się owemu przebaczeniu. Natura, kobiecość, macierzyństwo nie pozwala zapomnieć i nie pozwala samemu sobie przebaczyć... Jest w tym też działanie złego, który wciąż powraca do tego, co się wydarzyło, by uniemożliwić spotkanie z Miłosierdziem, ale jest też kobieca normalność, która wciąż powraca do tego, co się stało.

Ta historia, nie jedyna, jest wielkim ostrzeżeniem do kobiet, którym wmawia się, że mają prawo do wyboru. Aborcja nie jest wyborem, nie jest szansą, nie jest rozwiązaniem problemów. Jest ona, patrząc na to nawet tylko z perspektywy kobiety, początkiem wielkiego cierpienia, bólu, pragnienia odwrócenia własnych losów. Nie warto się na takie cierpienie decydować, nie wolno na nie skazywać.

Tomasz P. Terlikowski