– W 1990 roku popełniliśmy ogromny błąd, nie ujawniając akt wojskowych, akt służb bezpieczeństwa i tworząc zbiory zastrzeżone oraz zaplecza haków, które pozwalają na to, by były wykorzystywane przeciwko Polsce – stwierdził w programie "W Punkt" płk rez. Piotr Wroński, były funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa, Urzędu Ochrony Państwa i Agencji Wywiadu.

Wroński mówił, że każdy kontrwywiad boryka się z zapisami prawnymi dotyczącymi szpiegostwa. – Wszyscy myślą, że szpieg to człowiek w czarnym płaszczu, który fotografuje dokumenty i liczy żołnierzy. Tymczasem to już się zmieniło. Mimo posiadania nowych technologii nadal potrzebny jest człowiek, bo komputer czy nowoczesne urządzenia nie wykryją np. agentury wpływu, funkcjonującej przede wszystkim w mediach i wszelkich kręgach okołopolitycznych – tłumaczył. Idodał, że Polska nie jest przygotowana na zwalczanie tego typu zjawisk. – Z agenturą wpływu nie można walczyć za pomocą kodeksów karnych. Są różne metody, które trzeba stosować i nie wolno się bać. Proszę zauważyć, że kiedy z Polski wyrzucono jednego z korespondentów, opozycja natychmiast zaczęła mówić o jakiejś zemście i prawach człowieka – podkreślił Wroński, zaznaczając, że "albo chcemy mieć państwo bezpieczne, albo chcemy bawić się w coś, co nazywamy demokracją".

– Na początku swojej pracy w kontrwywiadzie dostałem bardzo trudną tematykę i byłem z tym sam jeden, na całą Polskę. Próbowałem stworzyć pewnego rodzaju profil. Czy on został wykorzystany? Nie, bo wymagało to decyzji szefów służb, którzy zawsze mieli na głowie coś ważniejszego, czyli walki polityczne – przekonywał gość TV Republika. Jego zdaniem, kontrwywiad powinien być całkowicie apolityczny.

ko/Telewizja Republika