O polityce prorodzinnej Bronisław Komorowski wypowiadał się wielokrotnie. I podczas swojego urzędowania, i podczas kampanii wyborczej. Tak na przykład mówił w Gdańsku: „Polityka prorodzinna to są konkretne dokonania. Chyba jeszcze nigdy w Polsce państwo polskie nie miało tak poważnych osiągnięć w (polityce prorodzinnej), jak dzisiaj. Wymienić trzeba i kwestie rozwiązania w znacznej mierze problemów przedszkoli, urlopów rodzicielskich (...), ogólnopolską Kartę Dużej Rodziny, ulgi w systemie podatkowym”.

Do tej retoryki powrócił także w swoim ostatnim orędziu: „Wiem, że szerokie zrozumienie i akceptację zyskała także polityka prorodzinna mająca na celu przełamanie kryzysu demograficznego. Udało się zbudować dobry klimat dla rodziny. Trzeba iść tą drogą dalej”.

Tyle że to droga donikąd. Bo jak na razie ani nie ma dobrego klimatu dla rodziny (przykładem choćby medialnie nagłaśniane przypadki zabierania rodzicom dzieci z coraz bardziej błahych powodów), ani znacząco nie uległy zmianie tendencje demograficzne (co prawda wskaźnik dzietności drgnął nieznacznie w 2014 r., co mogło być efektem wprowadzonego rocznego płatnego urlopu rodzicielskiego oraz zmian w systemie podatkowym. Niestety ta tendencja okazała się krótkotrwała – do końca kwietnia 2015 r. urodziło się o ponad 1 tys. dzieci mniej niż w tym samym okresie ubiegłego roku). Karta Dużej Rodziny odtrąbiona jako ogromny sukces rządzącej partii to tak naprawdę jedynie niewielka jaskółka, która bynajmniej wiosny jeszcze nie czyni.

Trudno też za politykę prorodzinną uznać działania odchodzącego prezydenta promujące choćby genderową konwencję antyprzemocową, która bynajmniej rodziny nie wzmocni, czy podpisanie ustawy o in vitro. Wbrew propagandowym zapowiedziom refundacja sztucznego zapłodnienia nie polepszy wskaźników demograficznych, nie wpłynie w żaden sposób choćby na dodatni przyrost naturalny. Opowiadanie o tym, że in vitro rozwiąże demograficzne problemy Polski, to jedno wielkie kłamstwo.

W ramach polityki prorodzinnej jesteśmy świadkami coraz większego wkraczania państwa w kompetencje rodziców. Urzędnicy coraz bardziej się panoszą i odbierają dzieci rodzicom. Z coraz bardziej kuriozalnych powodów (bo latały muszki owocówki, albo dziecko było za grube). Czy Bronisław Komorowski interweniował w którejś ze spraw? Czy wyciągnął rękę do takich rodzin? Czy osobiście się zatroszczył o to, by dzieci mogły być tam, gdzie czują się najlepiej, czyli z własnymi rodzicami? Czy otwarty był na dyskusje na temat wyboru rodziców i sześciolatków w szkołach? Czy faktycznie dla polityki prorodzinnej zrobił tyle, by móc dziś z czystym sumieniem opowiadać, jak to fantastycznie mają polskie rodziny – na umowach śmieciowych, z niewielkimi pensjami, bez dostępu do przedszkoli? Co pan prezydent zrobił dla kobiet, które chcą wychowywać dzieci? Dowartościował je? Czy faktycznie zadbał o duże rodziny? Czy zadbał, by w końcu rodziny przestały być w Polsce dyskryminowane?

<<<<  KONIECZNIE PRZECZYTAJ Pozostać w prawdzie Chrystusa. Małżeństwo i Komunia w Kościele katolickim>>>>

Dziwi mnie entuzjazm Bronisława Komorowskiego w stosunku do polityki prorodzinnej w sytuacji, kiedy niecały miesiąc temu Najwyższa Izba Kontroli opublikowała raport, który powinien być niczym kubeł zimnej wody dla hurraoptymistycznej prezydenckiej propagandy. Z raportu wynika bowiem, że polityka prorodzinna w Polsce to mit. Ona nie istnieje, a pewne rozwiązania proponowane przez kolejne rządy - m.in. becikowe, ulgi podatkowe na dzieci, roczny urlop macierzyński - mają charakter doraźnych akcji i nie poprawiają sytuacji w znaczący sposób. Jak na ironię, choć rok 2013 został ogłoszony Rokiem Rodziny, to wspieranie rodziny zostało usunięte z zadań priorytetowych przedstawionych w Wieloletnim Planie Finansowym Państwa. Powód? Brakowało koordynacji i kompleksowego planowania działań.

Szkoda, że prezydent nie zapoznał się  jeszcze z tym dokumentem. Może teraz, kiedy będzie miał więcej czasu, przestudiuje raport NIK-u. Będzie to gorzka i nieprzyjemna lektura obalająca propagandowe mity, których – jak pokazał wynik wyborów prezydenckich – wyborcy na szczęście nie kupili.

Małgorzata Terlikowska