Wszystko dlatego, że jasno i wyraźnie polski Kościół opowiedział się za prawem, które godzi w godność człowieka czy niszczy rodzinę. W ostatnich sporach światopoglądowych, których byliśmy świadkami, Kościół w końcu nie milczał, nie uciekał od problemów tylko aktywnie przypominał swoją naukę i bronił wartości życia i rodziny. Tak było w przypadku konwencji antyprzemocowej czy in vitro. Moralnym obowiązkiem ludzi Kościoła jest apelowanie do sumień polityków, którzy do Kościoła się przyznają, w niedzielę praktykują, a w poniedziałek składają podpis pod prawem sprzecznym z tym, co dzień wcześniej wyznawali podczas Mszy św.

Takie przypominanie katolikom nauki Kościoła katolickiego bardzo nie podoba się niektórym środowiskom. Jakim prawem biskup opowiada się przeciw in vitro? Dlaczego, jako obywatel, nie może napisać listu do prezydenta Komorowskiego? Dlaczego mu nie wolno?  Dzień bez ataku na Kościół byłby dniem straconym. Przynajmniej dla Radia TOK FM. Do chóru krytyków biskupów radio zaprosiło dr Pawła Boreckiego, kierownika Katedry Prawa Wyznaniowego Wydziału Prawa i Administracji UW. Pogroził on biskupom, że wtrącają się do bieżących spraw, którymi żyje Polska: „My, jako obywatele, musimy znosić, że 130 mężczyzn po czterdziestce żyjących w celibacie decyduje, jak ma żyć 30-milionowy naród. To absurd. Mają prawo nauczać, ale nie mają prawa ingerować w sprawowanie władzy publicznej”.

A teraz zróbmy mały eksperyment. Zamieńmy pewne słowa w tej wypowiedzi: „My, jako obywatele, musimy znosić, że kilkanaście osób praktykujących homoseksualizm decyduje, jak ma żyć 30-milionowy naród. To absurd”.

Gdyby ktoś odważył się w ten sposób powiedzieć o działaczach LGBTQ, to dopiero rozpętałaby się burza. Autor słów zostały publicznie zlinczowany, być może nawet ukamienowany, zwyzywany od homofobów, a za „mowę nienawiści” w trybie natychmiastowym trafiłby za kratki. A przecież faktem jest, że niewielka grupa gejowskich działaczy domaga się rewolucji w prawie – postuluje wprowadzenie małżeństw jednopłciowych, adopcji dzieci przez pary homoseksualne, refundacji in vitro dla lesbijek. Lista tych postulatów jest zresztą bardzo długa. 

I oto mamy w Polsce taką oto sytuację, że jedną grupę społeczną próbuje się ośmieszyć i wykluczyć z debaty publicznej. Można ją bezkarnie obrażać, odsądzać od czci i wiary, tylko dlatego, że broni fundamentalnych wartości. Autorytety z tytułami doktorskimi i profesorskimi prześcigają się w wymyślaniu coraz bardziej obraźliwych epitetów. I uchodzi im to na sucho.

Z drugiej strony mamy grupę, która owe fundamentalne wartości próbuje zniszczyć. Ale o nich złego słowa powiedzieć nie można, bo to mowa nienawiści. Grupa ta wywalczyła sobie specjalne traktowanie. Każda krytyka ich postulatów od razu spotyka się z dezaprobatą i atakiem „nowoczesnych” autorytetów. Może czas to zmienić i wytaczać procesy. Zasadzone odszkodowania będą jak znalazł na cele charytatywne, które Kościoła realizuje.

Ten sam kraj, równi wobec prawa obywatele. Jedni mogą krzykiem wymuszać zmiany prawno-obyczajowe, drudzy mają siedzieć w kościelnej kruchcie i milczeć. Ot, demokracja w praktyce. Albo w zasadzie karykatura demokracji.

Małgorzata Terlikowska