„Produkt zapłodnienia”, „zlepek komórek”, „płód” – to przecież określenie tego samego, co obrońcy życia nazywają „dzieckiem nienarodzonym”, „dzieckiem w łonie matki”, „dzieckiem na najwcześniejszym etapie rozwoju”. Wypowiadając już tylko te same określenia, dostrzegamy, że jedne budzą skojarzenia negatywne, drugie – pozytywne. Jedne traktują owoc zapłodnienia przedmiotowo, drugie – podmiotowo. Dlatego w całej dyskusji o ochronie życia niezmiernie ważne jest to, jakimi słowami się posługujemy. Z jakiegoś powodu zwolennikom prawa do zabijania dzieci słowo „dziecko” przez gardło nie przechodzi. Wolą stosować jakieś eufemizmy, typu  „niechciana ciąża”, byle tylko się nie okazało, że już na poziomie języka mówimy o kimś, a nie o czymś. Bo w końcu to coś łatwiej unicestwić, przy kimś komuś jeszcze by ręka zadrżała.

DOŁĄCZ DO NAS NA FB! MY BRONIMY LUDZKIEGO ŻYCIA, czyli warto rodzić dzieci!

Język obrońców życia nie ma nic wspólnego z religią czy kościołem, jak nam się często zarzuca. Jest językiem ludzkim. Po prostu. Dla kobiety, która jest w ciąży, dziecko jest dzieckiem, a nie jakimś zlepkiem czy płodem. Mówi o nim „mój dzidziuś”, „moje dziecko”, „mój syn”, „moja córka”, a nie „mój płodzik”, „mój produkt zapłodnienia”. Chyba tylko najbardziej zatwardziałe feministki nie chcą tego dostrzec i przyjąć do wiadomości. Założę się, że również o swoich dzieciach (jeśli je mają) wypowiadają się w sposób pozytywny, określenia pejoratywne zostawiając na potrzeby publicznej dyskusji.

W dyskusji o ochronie życia często jesteśmy atakowani właśnie za język, że niby on jakiś prolajferski, że fałszuje rzeczywistość, że nie jest medycznie precyzyjny itp. Media, które wspierają obecną walkę o aborcję, także starannie dopierają słowa, ważą je, by nie użyć żadnego określenia, które mogłoby nieść ze sobą choćby cień skojarzeń ze stroną pro-life. Tym większe moje zdziwienie, kiedy na stronie głównej portalu najbardziej chyba w Polsce walczącego o aborcję pojawił się tekst zatytułowany: „Wodny świat z brzucha mamy. Co z niego pamiętamy?”. Pierwsze zdanie tegoż tekstu jest całkowitym zaprzeczeniem tego, co portal ten za pomocą swoich dziennikarzy i publicystów próbuje przeinaczyć. Czyżby redaktorzy z Czerskiej zaspali i przez pomyłkę puścili taki oto tekst. „W chwili poczęcia w organizmie kobiety rusza bardzo ważny projekt, to nowe życie”. To zdanie nie z portalu episkopatu, ale gazeta.pl. To jednak życie zaczyna się od poczęcia? Nie może być. Czyżby na Czerskiej zatrudnili prolajferów, bo dalej jest jeszcze ciekawiej: „Dzięki obecności wód płodowych malec  (podkreślenie MT) w brzuchu testuje działanie swojego układu oddechowego”. Proszę, jaka jakościowa zmiana. I dalej: „Nienarodzone dziecko wciągając do płuc płyn owodniowy przygotowuje się do oddychania”. Niemożliwe! Dziecko? Nienarodzone dziecko? Oj coś czuję, że autor tekstu długo miejsca w Agorze nie zagrzeje. „Stały kontakt całego ciała dziecka z wodą stymuluje zmysł dotyku, niezwykle ważny w procesie integracji sensorycznej”. I jeszcze jeden cytat, tak różny od tych wszystkich agresywnych tekstów o tym, co wypełnia kobiece macice, do których tylko one mają prawo: „Maluch w brzuszku najchętniej pochłania smak słodki, dostarczany z wodami płodowymi, zaś negatywnie reaguje na gorzki i słony”.

Artykuł okraszony jest stosownymi zdjęciami, tak żeby nikt nie miał wątpliwości, jak wygląda rozwijający się człowiek w 4 miesiącu ciąży (czyli na przykład wtedy, kiedy można w zgodzie z prawem dokonać aborcji eugenicznej). „Zlepek komórek” jak się patrzy.

I właśnie takiemu „zlepkowi komórek” agorowi publicyści chcą zgotować śmierć. Nie liczą się fakty, tylko sama ideologia. Może niech więc gazeta.pl ustali właściwą linię redakcyjną, bo sama zaczynam się gubić. Skoro można zabijać płody, to może można też i „maluszki w brzuszku”? Przecież to ponoć  żadna różnica. A skoro przynajęcie prawo do życia „maluszkom w brzuszku” i tak pięknie o nich piszecie, to bądźcie konsekwentni. I pozwalajcie na ich zabijanie.

Małgorzata Terlikowska