Nie jest tajemnicą, że Władimirowi Putinowi marzyła się wygrana Marine Le Pen w wyborach prezydenckich we Francji. Tym razem plany Kremla jednak się nie powiodły.

Wojna informacyjna przypuszczona przez Moskwę na demokratyczny świat trwa w najlepsze. Tym razem hakerzy uderzyli w Emmanuela Macrona, jednak nijak nie pomogło to najbardziej proputinowskiej kandydatce na prezydenta nad Sekwaną. Marine Le Pen przegrała z kretesem, zdobywając w drugiej duże dwukrotnie mniej głosów, niż jej oponent.

A wydawało się, że ten ruch w partii szachów rozgrywanej przez Putina będzie jednym z prostszych. Na planszy roztoczonej w Republice Francuskiej dysponował bowiem aż dwiema silnymi figurami - jego hetmanem był tam Francois Fillon, który jeszcze niedawno uznawany był za faworyta wyborów, a Marine Len Pen mogła pełnić rolę laufra, gdyby podstawowa figura niespodziewanie została zbita.

Tak właśnie się stało. Skandale związane z Fillonem wyszły na światło dzienne. Na Kremlu musiała zapanować prawdziwa panika i zaskoczenie wzrostem poparcia dla Macrona, gdyż kolejne działania wyglądały na dość chaotyczne. Rosyjscy hakerzy ujawnili maile późniejszego zwycięscy wyborów, jednak zrobili to tak późno, że nie mogło to przechylić szali zwycięstwa na korzyść Le Pen. Putin przegrał przez szach mat.

To zresztą nie pierwsze rozstrzygnięcie w Europie, które w ostatnim czasie nie ułożyło się po myśli Putina. Choć po Brexicie na Kremlu otwierano szampany, inaczej było już po wyborach w Austrii, a działania w Czarnogórze również nie przyniosły pozytywnych dla Putina efektów.

Wojna informacyjna Rosji trwa. Przed nami choćby wybory w Niemczech, gdzie o jak najwyższy wynik będzie walczyć Alternatywa dla Niemiec. Choć pojedynek jeszcze się nie zakończył, można się jednak cieszyć, że rosyjski niedźwiedź poległ w partii z "galicyjskim kogutem", bo choć Macron nie jest idealny (również dla Polski), jest lepszą alternatywą, niż Le Pen. 

daug