„Jesteśmy dumni. Nie jesteśmy poddanymi królów i panów. Jesteśmy obywatelami w tym kraju, MY jesteśmy suwerenem i państwo tutaj macie rolę służebną wobec nas, obywateli. To myśmy was wybrali nie po to, byście nam rozkazywali, byście nami rządzili, tak jak to ma miejsce w tej chwili, tylko byście nam służyli (…) Ja się zastanawiam, dlaczego wpuszcza się do sejmu ludzi, którzy plują w twarz obywatelom” – te gorzkie słowa 5 marca 2015 roku wypowiedziała Karolina Elbanowska pod adresem tych, w rękach których leżała przyszłość naszych dzieci. Ci bowiem, którzy na uwadze powinni mieć ich dobro, zrobili im krzywdę. Posyłając o rok wcześniej do zupełnie nieprzygotowanych szkół, a tym samym zabierając ważny i potrzebny rok edukacji przedszkolnej.

Swoje zmagania z kolejnymi (zupełnie niekompetentnymi) ministrami edukacji, marszałkami sejmu i premierem Tuskiem Karolina i Tomasz Elbanowscy opisali w książce „Ratuj maluchy! Rodzicielska rewolucja”. Krok po kroku zrelacjonowali budzenie się woli zmian w rodzicach, narodziny ruchu „Ratuj maluchy!”, walkę o referenda i o to, by głos tysięcy polskich obywateli został wysłuchany przez tych, którzy z ramienia partii obywatelskiej sprawują w Polsce rządy. Ale to także opis urzędniczej niekompetencji, nagłych zmian stanowisk odnośnie do wczesnej edukacji szkolnej przez rządowych ekspertów, a także kulis powstawania rządowej propagandy na temat reformy.

Temat sześciolatków jest mi szczególnie bliski, bo dwoje naszych dzieci to te urodzone w 2008 i 2009 roku. Nie bez powodu w przestrzeni społecznej zaczęło funkcjonować określenie, że te dwa roczniki to „ofiary reformy” rządu Platformy Obywatelskiej, rządu głuchego na głos wielu tysięcy polskich rodziców, którzy zostali pozbawieni fundamentalnego wyboru. Dziś więc nasze dzieci czasu na zabawę nie mają, bo ktoś wybrał za nas, że rok wcześniej pójdą do szkoły.

Rzecznikami owych tysięcy rodziców zostali Karolina i Tomasz Elbanowscy z podwarszawskiego Legionowa. To oni byli motorem wielkich akcji, happeningów, zbierania podpisów i walki o prawa rodziców do decydowania o własnych dzieciach. „Zły sen zaczyna się zupełnie niewinnie. Tak było z reformą obniżającą wiek szkolny. Usłyszałam w radio zapowiedź, ze we wrześniu wszystkie pierwszaki mają dostać podręczniki za darmo (…) Czego chce od nas w zamian za „darmowe podręczniki” pani minister? Katarzyna Hall chciała swą obietnicą osłodzić wprowadzenie do klas pierwszych dwóch roczników dzieci: wszystkich sześciolatków i wszystkich siedmiolatków. Od zaraz bez żadnego przygotowania, bez zastanowienia” – wspomina Karolina Elbanowska decyzję ówczesnej minister edukacji sprzed 7 lat. Bo pomysł ten w ministerialnych głowach narodził się w 2008 roku. Pomysł dość chytry, bo w nim wcale nie chodziło o lepsze wykształcenie polskich dzieci, o słynne już „wyrównywanie szans edukacyjnych”, a o… reformę emerytalną. Tak oto sześciolatki przez wcześniejsze wejście na rynek pracy miały zadbać o finanse ZUS-u.

Książka ta to nieprawdopodobny zapis niekompetencji, a przede wszystkim ignorancji wyborców. To brak ochoty na jakiekolwiek rozmowy, wręcz chamskie i obcesowe traktowanie. Dowodem tylko jedna konferencja opisana przez Elbanowskich, która jednak doskonale pokazuje stosunek urzędników i decydentów do rodziców walczących o dobro swoich dzieci: „Zgłosiłam się do wypowiedzi, ale prowadzący konferencję Włodzimierz Paszyński, wiceprezydent Warszawy odpowiedzialny za oświatę, szybko się zorientował, że musi mi uniemożliwić zabranie głosu. Wywołał moje nazwisko, gdy byłam w łazience. Trochę to dziwnie wyszło, gdy tocząca się z ogromnym brzuchem ciężarna usłyszała od siedzącego za stołem prezydialnym dżentelmena: „Pani czas już minął”. Nawet wśród zgromadzonych na sali podwładnych pana prezydenta i koleżanek pani minister wywołało to lekką konsternację”. Takich opisów w książce nie brakuje. Tak jak nie brakuje informacji, w jaki sposób i za ile rząd lobbował za reformą. Nie pomogła Donaldowi Tuskowi nawet Superniania, bo znacznie bardziej wiarygodni od dyżurnej pani od wychowywania dzieci byli bowiem sami rodzice, którzy do Elbanowskich i ich współpracowników przesyłali informacje z pierwszej ręki, jak wygląda pożal się Boże reforma w szkołach, do których trafiały ich dzieci. Dokładne cytaty z listów znajdują się w książce, choć – przyznam – to lektura dla ludzi o mocnych nerwach.

Rodzice jednak nie dali się złapać na czcze obietnice, tym bardziej, że wiedzieli, czym owa reforma pachnie. Eksperci, którzy wspierali rodziców w ich walce o dzieci, nie mieli wątpliwości – reforma to jedna wielka porażka i trzeba zrobić wszystko, żeby ją zastopować. A jeśli nie będzie to możliwe, to chociaż maksymalnie odsunąć w czasie, tak żeby dzieci trafiały do szkól faktycznie przygotowanych do reformy. Choć szkoły to jedno, a rozwój dzieci to już zupełnie inna bajka: „nauczyciele kas I-III wiedzą, jaką gehenną dla prowadzącego lekcje są „spływające” z krzeseł sześciolatki, szukające ruchu poprzez poszturchiwania kolegów. Albo takie, które nawet jeśli fizycznie zostaną usadzone w miejscu, to ich umysły dokonują mentalnego exodusu. Wzrok traci wyrazistość, a myśli odpływają gdzieś daleko w świat budowli z klocków Lego”.  

Dlatego książka ta jest ważna nie tylko jako zapis batalii rodziców o godne warunki nauki dla swoich dzieci, ale jest to lekcja państwa obywatelskiego i faktycznego obywatelskiego zaangażowania. A że było potrzebne, świadczą tysiące podpisów zbieranych przez rodziców mimo czarnego PR choćby Tomasza Lisa. To właśnie wszystkim rodzicom zaangażowanym w tę akcję dedykowana jest książka „Ratuj maluchy”!.

I choć nie udało się przeforsować zniesienia reformy, nie udało się przeforsować referendum w sprawie sześciolatków, to wszystkie te lata walki o głos rodziców na pewno nie są stracone. Bo pokazały one niesamowitą mobilizację. De facto moralnymi zwycięzcami tych wszystkich potyczek jesteśmy my rodzice sześciolatków, bo racja była i jest po naszej stronie. A dowodem na to każdy kolejny dzień w szkole sześciolatków.

 

Małgorzata Terlikowska

 

Karolina i Tomasz Elbanowscy, Ratuj maluchy! Rodzicielska rewolucja, Zysk i S-ka, Poznań 2015.